Wygrana z rówieśnikami z Bałkanów otworzyć mogła podopiecznym Adama Majewskiego (przejął drużynę z rąk Michała Probierza) autostradę na turniej finałowy w Słowacji. Można na niego awansować wygrywając jedną z dziewięciu grup, ale pojedzie tam także trzech najlepszych wicemistrzów, a pozostali o dodatkowe trzy miejsca powalczą w barażach.
Legenda chorzowskiego obiektu nie natchnęła jednak następców Kazimierza Deyny, Zbigniewa Bońka czy Kuby Błaszczykowskiego, którzy właśnie stąd ruszali na wielkie turnieje. Młodzi Biało-Czerwoni, z niezłymi przecież nazwiskami (Jakub Kamiński, Kacper Urbański, Filip Marchwiński, Jakub Kałuziński) i z niezłych klubów, grali wolno i bez pomysłu na rozbicie bułgarskiego muru.
Spieszyć zaczęło się naszym dopiero w ostatnich 30 minutach, gdy trzeba było już nie tyle szukać zwycięskiego gola, co odrabiać straty po golu Martina Petkowa z 58. minuty. Sztuki takiej nasi dokonali pięć dni temu w meczu z Izraelem (od 0:1 do 2:1), tym razem nie udało się nawet zremisować.
Bolesny upadek Orląt z dużej wysokości przekonań o własnej doskonałości nie odbiera im jeszcze szans na finały. W jesiennych wyjazdowych meczach z Kosowem i Bułgarią oraz w domowym starciu z Niemcami na potknięcie już nie mogą sobie pozwolić.
Polska – Bułgaria 0:1 (0:0)
0:1 Petkow 58. min
Sędziował Christian-Petru Ciochirca (Austria). Widzów 5498.
Polska: Tobiasz – Bejger, Mosór, Pingot – Marczuk, Urbański (79. Pieńko), Kałuziński (63. Łęgowski), Kamiński (79. Pyrka) – Szmyt, Marchwiński Ż (63. Rakoczy) – Szymczak (72. Włodarczyk)
Bułgaria: Hristow – Atanasow, Jelenkowicz, Petrow, Wasiljew – Petkow Ż (90. Iliew), Stojanow, Cenow, Sorakow (80. Rajczew) – Szopow (72. Mirczew) - Nikołow