"Super Express": - Zarówno Polska, jak i Francja mają świetne reprezentacje piłki ręcznej. Podobno właśnie od tej dyscypliny zaczynałeś...
Julien Tadrowski: - Większość mojej rodziny grała w ręczną. Tata, wujkowie, kuzyni... Ja też, ale jak miałem 4,5 roku, podjąłem pierwszą poważną decyzję w życiu, stawiając na futbol (śmiech).
- To prawda, że nawet nie masz francuskiego paszportu?
- Mam francuski dowód osobisty, ale o paszport nie występowałem. Bo jestem Polakiem, tyle że urodzonym we Francji. Kiedy miałem 13 lat, poszedłem do ojca i zapytałem, czy mogę grać dla Polski. Trochę to wszystko trwało, ale w odpowiednim momencie znaleźliśmy kontakt do polskiej federacji, dostałem zaproszenie na test mecz, spodobałem się trenerowi Żmudzie i zostałem.
Patrz też: Damien Perquis: To kłamstwo, że lekceważę Polskę WYWIAD
- Twoja rodzina pochodzi z Poznania, a z tych okolic był też dziadek Ludovica Obraniaka. Grasz w Lille, podobnie jak do niedawna twój starszy kolega. Pójdziesz jego śladami do dorosłej kadry?
- Taki jest mój cel, choć jestem bardziej polski niż Obraniak. We Francji mieszka tylko część mojej rodziny, reszta w Polsce. A Ludovic w Polsce nie ma nikogo.
- Trener Żmuda mówi, że jesteś boiskowym zabijaką. To prawda?
- Prawda, nikomu nie odpuszczę. Dlatego jak najszybciej chcę wyjechać do Anglii, to liga dla mnie. Jestem piłkarzem Lille, ale gdy w telewizji leci hit Lille - Marsylia, to i tak nie oglądam, bo wolę choćby słaby mecz Premier League, np. Blackburn - West Bromwich. Zresztą koledzy na mnie wołają Roy Keane. Czyli taki brytyjski jestem (śmiech).
- Anglia to jedyna opcja transferu?
- Nie, myślę też o Polsce. Wiem, wiem. Każdy powie, że to krok do tyłu, ale mam dopiero 18 lat. Gdybym trafił już teraz do dorosłej piłki, to szybciej bym się otrzaskał i przygotował do poważnej gry.