Kevin De Bruyne otwarcie mówił, że rozgrywki Ligi Narodów to dla niego kolejna forma treningu. Trudno się dziwić gwieździe Manchesterowi City. Za nim dziesiątki meczów w Premier League i Champions League, ale tak mu i jego kolegom nie wypada przegrywać w derbach Beneluksu. Belgowie dostali srogie lanie od reprezentacji Holandii i z miejsca wylądowali na dnie grupy czwartej, a więc naszej grupy Ligi Narodów. To pierwsza wygrana Holendrów nad "Czerwonymi Diabłami" od... 1997 r.
Pech "Czerwonych Diabłów" rozpoczął się już w 27. min. Boisko z urazem opuścił Romelu Lukaku, o którym też mówiło się, że myślami jest przy transferowej rozgrywce. Po nieudanym roku w Chelsea chce wrócić do Interu.
Holendrzy byli w Brukseli bezbłędni, a Belgowie bezzębni, choć to oni zaczęli od strzału w poprzeczkę. Pecha w 13. minucie miał Timothy Castagne. Więcej szczęścia miał za to Steven Bergwijn, który w 40. minucie popisał się znakomitym strzałem z dystansu. W bramce Belgów nie było kontuzjowanego Thibaut Courtois i być może on zachowałby się lepiej niż dużo niższy Simon Mignolet. Ten najlepsze lata między słupkami ma już za sobą. W 51. minucie wyścig z Toby Alderweireldem o prostopadłą piłkę wygrał Memphis Depay i było 2:0. Dziesięć minut później wynik podwyższył Denzel Dumfries, który przyłożył nogę do pustej bramki po podaniu Daleya Blinda.
W 65. minucie wystarczyły dwa zagrania – długie Virgila van Dijka i główka Blinda. Znów oko w oko z Mignoletem znalazł się Depay i było 4:0. Belgowie chcieli się odgryźć, dopiero, gdy poczuli presję kompromitacji. Do siatki trafił nawet Castagne, ale VAR gola anulował.
Na otarcie łez Belgów do siatki Holendrów w doliczonym czasie gry trafił Michy Batshuayi. Z bliskiej odległości dołożył nogę do dośrodkowania Alderweirelda.
Polacy i Holendrzy mają na koncie trzy punkty, Walijczycy i Belgowie zero. W następną środę (8 czerwca) w Brukseli Belgowie podejmą piłkarzy Czesława Michniewicza. W tym samym czasie Walia zmierzy się w Cardiff z Holandią.