Mecz Ligi Mistrzów AS Monaco - Club Brugge był niezwykle pechowy dla Kamila Glika. Jego drużyna nie tylko sensacyjnie przegrała na własnym boisku aż 0:4, ale na domiar złego Polak doznał też kontuzji mięśnia przywodziciela. Uraz wykluczył go z listopadowych meczów reprezentacji, a jego miejsce wśród powołanych zajął Thiago Cionek.
Mimo to Glik i tak miał się stawić na rozpoczętym w poniedziałek zgrupowaniu. Wszystko po to, by poddać się rutynowym badaniom pod okiem doktora Jacka Jaroszewskiego. Ale 30-latek ostatecznie został we Francji. Dlaczego?
- Nie było sensu, żeby Kamil tracił dwa dni na lot w jedną i drugą stronę. Lepiej żeby był we Francji i się leczył - przyznał Jaroszewski w rozmowie z portalem Sportowefakty.wp.pl.
Na szczęście uraz nie jest bardzo poważny. Oczywiście wykluczy piłkarza z kilku najbliższych meczów, ale wiadomo, kiedy ten będzie mógł wrócić do gry - Wyniki jego badań wysłał mi lekarz AS Monaco. Na ich podstawie stwierdzam, że Kamil powinien wrócić do treningów z pełnym obciążeniem za mniej więcej dwa tygodnie - dodał Jaroszewski.
A co z innymi kontuzjowanymi piłkarzami, którzy nie mogli przyjechać na zgrupowanie, czyli Arkadiuszem Recą i Maciejem Rybusem? - Nie jestem w stanie oszacować, kiedy Arek wrócić do treningu. Doktor Atalanty Bergamo stosuje niekonwencjonalne metody leczenia. Maciek zagrał w meczu ligowym w Lokomotiwie, ale w momencie wysyłania powołań nie był jeszcze w pełni zdrowy - podsumował lekarz polskiej kadry.