W sparingach nowy piłkarz Górnika spisuje się znakomicie. Strzela bramki, zalicza asysty. Wielu widzi w nim kandydata na odkrycie sezonu 2008/09.
- Szczerze? Nie pokazałem jeszcze nawet pięćdziesięciu procent tego, co potrafię - zaznacza w rozmowie z "Super Expressem" Markowski.
Pradziadek był z Krakowa
Wychowanek Palmeiras Sao Paulo, choć jest w Polsce dopiero od dwóch tygodni, błyskawicznie zwrócił na siebie uwagę fanów Górnika. I to nie tylko dobrą grą, ale również polskim nazwiskiem.
- Mój pradziadek był z Krakowa - wyjaśnia Leo. - Wyemigrował do Brazylii i kolejne pokolenia mojej rodziny były już brazylijskie. Ale jeszcze nawet moja ciocia, która mieszka w Recife, mówi po polsku. Moja mama niestety prawie wcale, no a ja to w ogóle - przyznaje Markowski. - Za to mama pamiętała, żeby trzymać wszystkie dokumenty po pradziadku. Teraz bardzo się przydadzą, bo jak tylko podpiszę kontrakt z Górnikiem, to zamierzam wystąpić o polski paszport - zdradza.
Mocno kibicował Rogerowi
Jeśli w meczach ligowych potwierdzi swoje możliwości, to po otrzymaniu polskiego paszportu stanie się automatycznie kandydatem do gry w polskiej reprezentacji.
- Jak każdy Brazylijczyk marzę o grze dla Brazylii, ale kto wie... Jeśli pojawiłaby się szansa występów w kadrze Polski, to nie mówię "nie" - oświadcza Markowski, który już teraz może pochwalić się całkiem pokaźną wiedzą o naszej drużynie narodowej.
- W Brazylii oglądałem fazę grupową EURO. Także mecze Polski. Najbardziej podobał mi się Roger, przeciwko któremu kilka razy w Brazylii grałem. Może pójdę kiedyś w jego ślady? - zastanawia się. - Zresztą pod jednym względem na pewno bym pasował: mam przecież tak samo na imię, jak wasz selekcjoner - śmieje się Leo.
Katia czeka na ich ślub
Markowski nie podpisał jeszcze kontraktu z Górnikiem, ale po tym, co pokazuje w meczach sparingowych, nikt nie wątpi, że wkrótce to nastąpi. Zanim jednak zadomowi się w Zabrzu na dobre, chce jeszcze wrócić do Sao Paulo. Kiedy kupował bilet do Polski, od razu poprosił też o powrotny.
- Nie dlatego, żebym nie wierzył, że sobie tu poradzę - zastrzega z uśmiechem. - Po prostu muszę wrócić jeszcze do Brazylii, bo mam jedną bardzo ważną sprawę do załatwienia. Konkretnie chodzi o... ślub, mój ślub - wyjawia Leo. - Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, narzeczona Katia na mnie czeka. Jak wszystko pójdzie dobrze, to ligę rozpocznę już jako żonaty - dodaje.
Markowski zamierza ściągnąć do Zabrza Katię. Nie przeraża go perspektywa życia w obcym kraju. Jako 18-latek wyjechał przecież do ligi japońskiej.
- Problemem jest tylko język. Polskiego, jak mówiłem, nie znam, z angielskim też kiepsko - przyznaje. - Mam nadzieję, że po podpisaniu kontraktu dostanę jakiegoś tłumacza. A poza tym zamierzam ostro wziąć się za naukę polskiego - deklaruje. - Wiem, że nie jest łatwy, ale w końcu nazywam się Markowski, więc dam radę - zapewnia Leo.