„Super Express”: - Zrobiliście dużo szumu, a ty szczególnie swoimi golami i wyeliminowaniem Herthy...
Martin Kobylański: - Cieszę się, że mogłem dołożyć cegiełkę albo nawet dwie do tego zwycięstwa, ale cała drużyna pokazała duże umiejętności. Nie chowaliśmy się, ale graliśmy otwartą piłkę.
- Co takiego wydarzyło się w ostatnim okresie, że znów grasz w piłkę na miarę wielkiego talentu?
- Okres kiedy byłem w Lechii Gdańsk (od lutego 2016 do stycznia 2017) był dla mnie piłkarsko nieudany, skoro zagrałem tylko krótko w trzech meczach ligowych. Jestem i czuję się Polakiem, ale powrót do Niemiec dobrze mi zrobił. Tutaj się urodziłem i mam wielu znajomych, co jest ważne. Chciałem wrócić i grać nawet w trzeciej lidze. Trafiłem do Preussen Munster. To był dobry wybór, bo czasami trzeba zrobić krok w tył, żeby później wykonać dwa do przodu.
Wielki KONFLIKT Kloppa z Lampardem. Tak OSTRO jeszcze nie było!
- Jakie były przyczyny niepowodzenia w w Lechii, do której szedłeś jako piłkarz, który miał już występy w Bundeslidze w barwach Werderu?
- Było kilko powodów, ale za bardzo nie chcę do tego wracać. Powiem tylko, że nie miałem satysfakcji z mojej roboty. Tutaj w Niemczech każdy chce, żebym grał i na boisku dawał z siebie wszystko. Okres w Lechii był ciężki dla mnie i dla całej rodziny, ale mentalnie dzięki temu stałem się silniejszy.
- Czyli wybór Lechii w tamtym okresie był błędem?
- Czy ja wiem? Może moja kariera potrzebowała tego, żeby nastąpił taki „klik” w głowie i wszystko wróciło na właściwe tory. Na pewno nie tak sobie wyobrażałem grę i swoje statystyki w Lechii, ale to już temat zamknięty.
NEWS SE: Zagłębie Lubin odpowiada Osijekowi na trzecią ofertę za Damjana Bohara
- Chyba całkiem niedawno zmieniłeś stan cywilny. Ma to wpływ na twoją postawę na boisku?
- Niewiele więcej jak tydzień temu się ożeniłem! Zawsze będę powtarzał, że jeśli życie prywatne się układa i jest w nim harmonia, to przekłada się na postawę na boisku. Rodzice wspierali mnie cały czas w trudnym okresie w Lechii. Żona jest Niemką i pochodzi z Bremy, ale można z nią porozmawiać po polsku, bo postawiłem sobie za cel, żeby mówiła i w moim rodzinnym języku.
- Zabiegała o ciebie reprezentacja Niemiec, bo grałeś w niej jeszcze w kadrze U-18. Twoje miejsce jest w pierwszej Bundeslidze?
- Chcę teraz robić krok po kroku, a nie próbować stawiać czterech od razu. Moim marzeniem jest wrócić na na najwyższy szczebel czyli do Bundesligi. Ale na marzenia trzeba pracować na każdym treningu i meczu dawać z siebie 100 procent. Niektórzy piłkarze dojrzewają w wieku 18-19 lat, a ja może potrzebowałem na to więcej czasu.
Kolejny klub zainteresowany polskim kadrowiczem. Dokąd trafi Thiago Cionek?
- Trener chyba szczególnie docenia szczególnie twoją postawę skoro zostałeś kapitanem Eintrachtu?
- Na razie pełniłem tę funkcję we wszystkich sparingach i meczu pucharowym, ale trener daje sobie jeszcze 2-3 tygodnie czasu, żeby ostatecznie wybrać, kto będzie kapitanem.
- A w dalszym ciągu masz marzenia o występach w reprezentacji Polski? Wcześniej grałeś we wszystkich kategoriach wiekowych aż do U-21 u trenera Marcina Dorny.
- Zawsze były, są i będą. Mój tata grał w reprezentacji Polski i to mnie mobilizuje, żeby pojechać na zgrupowanie pierwszej reprezentacji i w niej zagrać. To jest chyba moje największe marzenie piłkarskie. Będę ciężko pracował i próbował pokazywać się, na razie w drugiej Bundeslidze, więc może selekcjoner reprezentacji Polski mnie zauważy.
- Od czasu gdy grałeś w U-21 u trenera Marcina Dorny minęło sześć lat. Czy od tamtego momentu miałeś jakiś kontakt z polską federacją?
- Nie. Natomiast utrzymuję kontakty z polskim piłkarzami z którymi wówczas grałem, głównie z Piotrem Zieliński, Tomkiem Kędziorą, rzadziej z Arkiem Milikiem. Już po meczu z Herthą Piotrek pogratulował mi strzelenia hat tricka, podobnie zresztą jak Rafał Gikiewicz, który wcześniej był piłkarzem Eintrachtu Brunszwik.
Kolejny transfer wicemistrza Polski. Ukraiński obrońca podbije Ekstraklasę?