Medialna wojna wypowiedziana doktorowi przez Grzegorza Krychowiaka, z bratem-kombinatorem, naraziła na szwank autorytet i dorobek zacnego lekarza. Teraz prawda wyszła na jaw. Także taka, że majątek i sława nie decydują o tym, kto jest dobry, a kto zły.
Karuzela sportowych wydarzeń dopiero się rozkręca, można więcej czasu poświęcić na imponderabilia. Statystyki, rankingi, ciekawostki. Największe zasięgi w mediach społecznościowych w skali międzynarodowej osiąga krykiet, dopiero za nim są wielkie w naszych oczach dyscypliny: piłka nożna, koszykówka, siatkówka. Bardzo wysoko plasują się teqball (7) i badminton (8), za to robiące w Polsce furorę skoki narciarskie i żużel daleko, daleko. Co kraj to obyczaj, niszowe u nas waterpolo bije rekordy popularności w Chorwacji, Serbii i na Węgrzech. Czołowe w Europie dyscypliny w Indiach czy Pakistanie są tylko ciekawostką, tam rządzi krykiet, polo i kabaddi przypominające znanego nam ze szczenięcych lat berka. Fascynuje mnie minihokej zwany też floorballem, świetna gra dla młodzieży, niezmiernie popularna w Czechach. Od niej zaczynały gwiazdy tamtejszego tenisa, hokeja i futbolu. Warto spróbować u nas.
Czy sędzia sportowy powinien otrzymać status funkcjonariusza publicznego jak strażak czy policjant? Po fizycznych atakach na arbitrów - głownie w niższych klasach piłkarskich - pojawiła się w tej sprawie dyskusja z udziałem związków sportowych i ministerstwa sportu. Tak daleko idące przepisy byłyby przesadą, ale ochrona prawna sędziów na czas wykonywania przez nich boiskowych obowiązków oraz dojazdu i powrotu do domu byłaby wskazana.
To skomplikowana prawnie materia, gdyż wiąże obie strony. Niedawno czołowy polski klub domagał się odszkodowania za dopuszczenie do gry przez arbitra oblodzonego boiska. Piłkarz doznał paskudnej kontuzji, klub stracił pracownika na dłuższy czas. W innym meczu wskutek błędu sędziowskiego klub nie awansował do europejskich rozgrywek tracąc grube miliony. Roszczenia odrzucono, ale armie dobrze opłacanych prawników łatwo nie odpuszczą. Może wyjściem byłoby ubezpieczanie się organizatorów rozgrywek na okoliczność takich zdarzeń? Tak jak czynią to lekarze czy zawodowi kierowcy?
Stara dewiza głosząca, że błąd to specyfika gry jak wiatr, deszcz, kępka trawy pod bramką, jest romantyczna, ale w żaden sposób nie przystaje do współczesności. Inna sprawa, że mylą się i zawodnicy, zatem ubezpieczenie od pudła z paru metrów do pustej bramki czy przestrzelenie spod samego kosza?
Fajny obyczaj zapanował wśród klubów w grach halowych. W niższych ligach na porządku dziennym są podziękowania za grę, pocieszanie przegranych i życzenia spokojnej drogi do domu. Popieram wszystko, co zgodne jest z duchem czystego sportu pozbawionego szowinizmu i agresji.