Dwa gole w pięciu meczach, kilka niezapomnianych zagrań, walka do upadłego, no i brak kompleksów wobec legend reprezentacji Biało-Czerwonych – Piotrowski, dotąd na peryferiach wielkiej piłki, szybko zjednał sobie kibiców.
Jakub Piotrowski rozgrywa sezon życia
Bułgarskie powietrze mu służy, w barwach Łudogorca Razgrad rozegrał sezon życia. 11 goli (i pięć asyst) w ekstraklasie, 6 trafień w europejskich pucharach – oto dorobek niespotykany u niego nigdy wcześniej. Bo też w żadnym wcześniejszym klubie nie dostał od trenera takiej swobody w grze.
- Moja rola w meczach ligowych oraz w spotkaniach na szczeblu międzynarodowym mocno się różni - mówi Piotrowski. – W lidze grywałem głównie na pozycjach numer „sześć” i „osiem”. Natomiast w spotkaniach pucharowych najczęściej miałem grać jako „dziesiątka”, za plecami napastnika – przybliża kulisy taktycznych rozwiązań ekipy mistrza Bułgarii.
I nie kryje, że ta ostatnia rola bardzo mu pasowała. - Starałem się być często obecny w polu karnym, ale też szukać bramek w strzałach z dystansu – dodaje. Trzeba w tym miejscu przypomnieć jego kapitalną bombę w barażowym meczu z Estonią: właśnie zza „szesnastki”.
To ta rzecz zaskoczyła Jakuba Piotrowskiego najbardziej
Piotrowski strzelał takie gole także w Bułgarii. - Początkowo tak duża liczba bramek nawet mnie zaskoczyła – uśmiecha się skromnie pomocnik Biało-Czerwonych. - Ale jak już posmakowałem radości z tych goli, od razu chciałem więcej!
I na to „więcej” będzie też pracować na stadionach EURO. - Tam każdy z nas musi wziąć odpowiedzialność za wynik. Nawet ci zawodnicy, którzy zaczynać będą mecz na ławce – przypomina Piotrowski. A potem deklaruje już we własnym imieniu. - Będę starać się cieszyć grą: robić z piłką coś fajnego, przyniesie radość mnie i kibicom. Wszyscy jedziemy na ten turniej z entuzjazmem! – zapewnia na koniec.