„Super Express”: - Już wiemy, że wtorkowy mecz z Łotwą będzie pierwszą – i zapewne jedyną – próbą przed barażami. Rozczarowany jest pan eliminacjami?
Jerzy Engel: - Spełnił się czarny scenariusz. Nie awansowaliśmy z grupy, z której powinniśmy zająć jedno z dwóch pierwszych miejsc. I to daje do myślenia.
To jest mocna diagnoza Jerzego Engela
- Wyraził pan po meczu z Czechami opinię, że gra trójką stoperów to „nie nasza bajka”. Skąd to przekonanie?
- Bo nie mamy trzech klasowych środkowych obrońców. Cały czas poszukujemy tego trzeciego, i cały czas mamy z tym problem.
- A tych dwóch pewniaków to kto?
- Jan Bednarek i Jakub Kiwior. Trzeciego nie ma, więc po co go szukać na siłę? Na dodatek, mimo trzech stoperów, popełnialiśmy tak katastrofalne błędy w defensywie, które na tym poziomie zdarzają się bardzo rzadko. Lepiej zatem, moim zdaniem, wrócić do systemu gry, który przynosił nam efekty, a przede wszystkim – pasował. Czwórka w defensywie jest nam zdecydowanie bliższa. Myślę, że selekcjoner spokojnie dojrzy ten wniosek podczas analizy, którą będzie robić.
- Tyle że od lat bezskutecznie kolejni selekcjonerzy szukali lewego obrońcy, a z konieczności najczęściej grywał tam prawonożny Bartosz Bereszyński. Mamy kandydata do tej roli?
- Michał Probierz powołał Bartłomieja Wdowika i Tymoteusza Puchacza, więc czemuż by ich nie sprawdzić w meczu? Mam wrażenie, że Wdowik mógłby się sprawdzić i mielibyśmy problem z głowy… Na prawej stronie oczywiście nie ma na tym zgrupowaniu Matty’ego Casha, ale jest Tomasz Kędziora, który przez lata na tej pozycji radził sobie całkiem dobrze. Zresztą – wracając do głównej myśli – my w meczu z Czechami przeszliśmy na czwórkę obrońców w samej końcówce, gdy trzeba było się wspierać, szukać okazji na gola. Nie mam wątpliwości, że polskiej reprezentacji gra się łatwiej gdy wahadłowy czy skrzydłowy ma wsparcie bocznego obrońcy. A kiedy sam musi biegać od jednego do drugiego pola karnego, to – jak miało to miejsce w przypadku Nicoli Zalewskiego – wytrzymuje raptem pół meczu. „Zgasł” i odrodził się dopiero w momencie, gdy pojawił się na murawie Kamil Grosicki.
- Szokujące było ustawienie środka pola. Jest życie bez Piotra Zielińskiego?
- Nie ma ludzie niezastąpionych. Trzeba jednak stabilności, a więc zgrania zawodników i wypracowania automatyzmów. Oczywiście wobec losowej nieobecności Zielińskiego naturalnym następcą wydawał się Sebastian Szymański. Tymczasem zagrał Jakub Piotrowski i zapisał się bardzo pozytywnie, bo zdobył gola.
- Tylko tym zapisał się pozytywnie? Czy generalnie widzi pan w nim potencjał reprezentacyjny?
- Trudno mi powiedzieć, ze względu na to, że gra w lidze bułgarskiej, nie mamy zbyt wielu okazji, by go oglądać tydzień w tydzień.
- Nieobecność Sebastiana Szymańskiego nie była przypadkiem zmarnowaną okazją na dobry wynik z Czechami?
- To był autorski pomysł selekcjonera. Czesi grają bardzo agresywnie, my zagraliśmy ustawieniem podobnym do nich. Oba zespoły wyblokowały się w środku pola, co sprawiło, że z obu stron gra wyglądała szybko i dynamicznie. Ale jeśli podliczyć sytuacje bramkowe, to – wyjąwszy bardzo dobre centry Zalewskiego – szala mocno przechylała się na stronę rywali. Dobrze, że Czesi mieli nie najlepiej nastawione celowniki, a i Wojciech Szczęsny bronił świetnie.
- Po raz kolejny pada w naszej rozmowie nazwisko Zalewskiego. Trochę natomiast brak w niej ocen dla Przemysława Frankowskiego. Bardziej doświadczony wahadłowy, ale jakby mniej aktywny tym razem.
- Bo wciąż miał przeciwko sobie dwóch rywali; Czesi – zapewne dobrze rozpoznawszy jego zalety – podwajali swoją lewą stronę i Frankowski napracował się bardzo mocno głównie w odbiorze piłki i powstrzymywaniu ich akcji. Nie mogliśmy w pełni wykorzystać jego potencjału ofensywnego. Stąd też ja zawsze będę hołdować grze czwórką obrońców – z dwoma bocznymi, i czwórką graczy w II linii – z dwoma skrzydłowymi. Wtedy łatwiej się wzajemnie zaasekurować.
- Oczywiście pytanie o przyszłość Roberta Lewandowskiego jest „wróżeniem z fusów”, ale musi ono paść w obecnej sytuacji. Widzi pan u niego szansę na to, że fizycznie i mentalnie będzie jeszcze liderem sportowym, w pojedynkę wygrywającym mecze?
- Ronaldo jest starszy od niego, a nikt nie próbuje szukać rozwiązań bez CR7. On wciąż gra i zdobywa bramki dla reprezentacji Portugalii. Trzeba więc tylko poczekać, by Robert po październikowej kontuzji doszedł do pełni zdrowia i formy. Nie wolno z takiego zawodnika zrezygnować, bo wciąż jest zakończyć akcję umie tak, jak żaden z naszych napastników. Nawet jeśli w tej chwili jest w nie najwyższej formie. Trzeba jednak – i tu jest clou problemu – dograć mu tych kilka piłek w „szesnastkę”. W meczu z Czechami tymczasem nie otrzymał żadnego dobrego podania, z którego mógłby uderzyć na bramkę! Jedyną okazję, jaką miał, sam sobie wypracował. Przygotujmy więc najpierw taki sposób gry, który wyeksponuje jego najlepsze cechy, a dopiero potem rozliczajmy go z występów w reprezentacji.
- Ostatnie tygodnie to obraz sportowej frustracji „Lewego”. Ale – jak rozumiem z pańskich słów – nie widać u niego oznak fizycznej degradacji? Nie ma obawy, że nie wyjdzie z dołka, w który wpadł?
- Nie ma. To wciąż piłkarz światowej klasy. Trzeba przeczekać okres jego słabszej formy, ale z pewnością tej reprezentacji jeszcze będzie potrzebny.
Takich słów Jerzego Engela selekcjoner Michał Probierz wolałby nie usłyszeć
- „Trzeba stabilności, zgrania zawodników i wypracowania automatyzmów” – powiedział pan wcześniej. Tylko jak to zrobić, skoro selekcjoner na każdym zgrupowaniu ma raptem 2-3 treningi?
- Praca „korespondencyjna”! My spoglądamy na naszych kadrowiczów przez pryzmat świetnych klubów, w których grają, albo choćby są. I to ma gwarantować, że wszystko już umieją. Nie prawda! Trzeba jeździć do zawodników, osobiście omawiać z nimi koncepcję grania i przygotować ich w ten sposób do zgrupowania. Muszą na nie przyjeżdżać już w pełni przygotowani teoretycznie co do taktyki i konkretnych zadań, jakich się od nich oczekuje. Na samym zgrupowaniu na tę teorię jest już za późno; nikt się w dwa dni niczego nie nauczy. Zresztą widzieliśmy w meczu z Czechami, jak nie współpracowała ze sobą linia obrony. A jeśli defensywa się chwieje, to chwieje się cała drużyna.
- Jak potraktować wtorkowy mecz z Łotwą? Jako pole do eksperymentów – również kadrowych, czy jednak jako możliwość „dotarcia się” konkretnej jedenastki na marcowe baraże?
- Nie będzie przed barażami okazji do kolejnego zgrupowania, więc potyczka z Łotwą musi być próbą generalną. Michał musi zgrywać zespół, więc niech gra najsilniejsza jedenastka. Niech wypracowują automatyzmy, byśmy w marcu mogli zobaczyć zespół dobrze się rozumiejący.