moldavia - polska

i

Autor: Cyfrasport moldavia - polska

Paweł Kryszałowicz prosto z mostu

Trzeźwe pytanie byłego reprezentanta po mołdawskiej klęsce. „Może niektórych już w kadrze być nie powinno?” [ROZMOWA SE]

2023-06-22 11:52

Kompromitujące 2:3 Polaków w Mołdawii mocno skomplikowało nam sytuację w grupie eliminacyjnej do EURO 2024. - Ścieżka jest tak ułożona, że na pewno awansujemy. Innego scenariusza sobie nie wyobrażam – mówi w rozmowie z „Super Expressem” Paweł Kryszałowicz. Ale i punktuje wszystkie zauważone w Kiszyniowie niedostatki. A zauważył ich całe mnóstwo...

Super Express: - Można by powiedzieć „ale jaja” o meczu w Kiszyniowie, gdyby nie tragiczny dla nas wynik. Co pan na to?

Paweł Kryszałowicz: - Takiego blamażu nie było od lat, a pewnie i od dekad.

- Pańskie pokolenie takiej plamy nie dało…

- 1:1 w Erewanie zremisowaliśmy. Ale Armenia chyba jednak była o półkę wyżej niż Mołdawia obecnie.

- Zna pan zapach szatni i zwyczaje w niej panujące. Co się – pańskim zdaniem – zdarzyło w polskiej szatni w przerwie meczu?

- Trudno mi powiedzieć… Inna rzecz, że – wbrew opiniom ekspertów w telewizyjnym studio, wygłaszanym w przerwie meczu – nasza gra w pierwszej połowie wcale nie zasługiwała na te wszystkie „ochy” i „achy”. Do 12 minuty, i golu po stałym fragmencie gry, nie zrobiliśmy przecież żadnej wartej zapamiętania akcji! Niskie ustawienie rywali w obronie skutecznie torpedowało wszystkie nasze ofensywne zapędy. Dopiero przy 1:0 zaczęliśmy grać troszkę swobodniej, a dopiero po drugim trafieniu widziałem koncert, z dwiema-trzema okazjami. I to chyba za bardzo uspokoiło drużynę. A pozwolenie rywalowi teoretycznie leżącemu na deskach na podniesienie się, na złapanie wiatru w żagle, zwykle kończy się źle.

- No dobra; ale stracić trzy gole w meczu z Mołdawią?!

- Trudno się temu dziwić, skoro nasi obrońcy nie zrobili niczego, żeby zapobiec utracie tych goli. Dobra, błędy się zdarzają; Piotr Zieliński mógł stracić piłkę. Nawet Tomasz Kędziora mógł ją stracić, ale jeszcze są pozostali koledzy w linii defensywnej. Gdzie byli? Nie wiem…

- A gdzie był Wojciech Szczęsny?

- Wyłapał wszystko – a nawet więcej niż wszystko – w meczu z Niemcami, a tutaj nie miał szans przynajmniej przy dwóch pierwszych golach. Trzeci był wynikiem szoku, w który wpadli wszyscy: jedenastu chłopa na murawie i miliony przed telewizorami.

- No to co teraz: zmieniamy drużynę? A może tylko samą linię obrony?

- Zaraz zaraz, nie tak szybko. Ostatnimi czasy – również na życzenie mediów – zmienialiśmy selekcjonerów jak rękawiczki. Wyrzuciliśmy nawet trenera, który osiągnął wynik, jakiego nie mieliśmy od 36 lat. „Bo nie było stylu…” - narzekaliście. To ja pytam: „A dzisiaj jest styl?”. Za Polaka Michniewicza w meczach grupowych na mundialu może i piękna nie było, ale było wyjście z grupy. A już przeciwko Francji, kiedy cel minimum został osiągnięty, zagraliśmy dużo bardziej otwarty futbol. Trzeba było wtedy dobrze przemyśleć dalsze kroki. A u nas pochopnie pogoniono chłopa; ci, co podejmują decyzję, nabrali się na powszechną krytykę za styl i za sprawy organizacyjne. I co? Teraz nie mamy ani stylu, ani wyniku!

- Ale ludzie na boisku są w większości ci sami!

- No to może niektórych już w niej być nie powinno?

- Dochodzimy do sedna sprawy! Pan by kogoś pożegnał?

- Nie będę się nad nikim znęcać, zawinił cały zespół. Robert miał coś do strzelenia, Milik miał coś do strzelenia, i Sebastian Szymański. Nie obarczajmy jednej osoby. A może źle zostały przetłumaczone słowa Fernando Santosa do chłopaków, co mają robić na boisku?

- Zawiodła komunikacja?

- Nie wiem. Mam nadzieję, że to tylko taki smutny żart mi wyszedł… Tak naprawdę żaden z reprezentantów nie ma żadnej wymówki. To są piłkarze grający w porządnych klubach i powinni sobie dać radę, nawet jeśli nie zrozumieli portugalskiego. Powinni tylko zostawiać trochę więcej zdrowia w meczu reprezentacji. Mołdawianie wygrali tym, co potrafią: walką, zaangażowaniem. A widział pan naszego wykonującego wślizg?

- Za mało walki, za dużo gwiazdorstwa?

- Może to za mocne sformułowanie. Po prostu nasi chcieli grać w piłkę, a zapomnieli, że z takim przeciwnikiem trzeba walczyć, włożyć trochę zwykłego zaangażowania. Walka nie została podjęta.

- Bo – jak powiedział Jan Bednarek przed kamerami – po 45 minutach wszyscy byli już na wakacjach. Takie myślenie jest dopuszczalne? Panu się kiedykolwiek zdarzyło?

- Nigdy nie myślałem w tych kategoriach. Mecz reprezentacji jest najważniejszy od pierwszego do ostatniego – powtarzam: ostatniego! - gwizdka. Dobra, może i termin nie był najszczęśliwszy; wszyscy już odpoczywają, a chłopaki jeszcze musieli zasuwać. Ale występ w reprezentacji to zaszczyt i tak, jak zrobili to zawodnicy w drugiej połowie w Kiszyniowie, potraktować go nie wolno!

- A co zrobić z tymi, którzy właśnie „tak” go potraktowali?

- To już rola selekcjonera, żeby zmotywować ponownie tych chłopaków do pracy.

- Tego selekcjonera?

- Dobre pytanie! Znając polskie realia, po takim meczu o punkty selekcjoner Polak zostałby zwolniony już w samolocie do kraju.

- Chce pan powiedzieć, że czekał pan na taki komunikat???

- Nie. Mleko już się rozlało. Ktoś zatrudnił tego trenera, przeznaczył na to ogromne pieniądze. Niech teraz ten uznany trener próbuje wyjść z tego kryzysu, niech to mleko posprząta. Może trzeba zmienić trzon tej reprezentacji? Niech się młodzi uczą, a za rok czy dwa będzie trochę lepiej.

- Awansujemy na EURO 2024?

- Ścieżka jest tak ułożona, że na pewno awansujemy. Czesi nam uciekli, już ich nie dogonimy, ale drugie miejsce będzie nasze. Innego scenariusza sobie nie wyobrażam.

- Kto powinien był w drugiej połowie tupnąć nogą, zebrać zespół do kupy?

- Wydaje mi się, że liderzy tego zespołu.

- Lewandowski?

- Nie zwalajmy wszystkiego na Roberta. Mam na myśli wszystkich starszych, doświadczonych graczy.

- Zielińskiego? Milika?

- A ile meczów w reprezentacji rozegrał na przykład Sebastian Szymański?

- Prawie ćwierć setki.

- No to też już nie jest nowicjuszem. A taki Bednarek grał 50. mecz. No i gdzie oni wszyscy byli we wtorek? Od nich wymagać możemy więcej niż od ludzi grających trzeci, piąty czy ósmy mecz w kadrze.

- Nie brak głosów, że Robert Lewandowski powinien stracić opaskę. Choćby dlatego, że szerokim łukiem minął kamery. Co pan na to?

- Być może powinno się to rozważyć. Opaska kapitańska zobowiązuje do czegoś więcej. Kapitan odpowiada za zespół nie tylko sportowo na boisku, ale również mentalnie poza nim. Powinien i na boisku, i w szatni być głosem motywującym, wspierającym kolegów. Jest od tego, by w trudnych momentach krzyknąć, zmobilizować zespół. A Robert w tej roli obecnie spisuje się słabo. Ma jakiś kryzys. Oczywiście również jemu przydarzyć się może obniżka formy, słabszy mecz – w sporcie to rzecz normalna. Ale jako kapitan powinien jako pierwszy wyjść, stanąć przed kamerą, porozmawiać z mediami, które przecież reprezentują kibiców. Krótko mówiąc: wziąć na swe barki ciężar tej klęski.

- Liderzy nie udźwignęli meczu. Czyli potrzebna rewolucja w kadrze?

- Już się zaczęła. Ale rewolucja to ofiary, po drugie – potrzebuje czasu. A my go nie mamy, bo uciekają nam punkty w eliminacjach. No i na dodatek jesteśmy społeczeństwem, które wyników chce zaraz, natychmiast.

- Reasumując?

- Żałuję zwolnienia Czesława Michniewicza. Trzeba mu było dać pracować dalej. Bo on coraz lepiej poznawał chłopaków, znał mentalność każdego z nich z osobna i jako zespołu. I pewnie styl tej kadry by się zmienił, na bardziej przyjazny dla oka. Ale Michniewicza już nie ma. Jest trener z Portugalii, który przyszedł ze swoim sztabem. Niech się męczy, niech kombinuje, niech szuka sposobu, jak wyjść z tego impasu.

Paweł Kryszałowicz

i

Autor: Cyfra Sport Paweł Kryszałowicz
Sonda
Czy Polska awansuje na Euro 2024?
Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze