- Groził, że jeśli zadzwoni na policję, to ją zabije. Cała Dania jest w szoku. Takie rzeczy tu się nie zdarzają! - opowiada "Super Expressowi" Jan Kjeldtolf, dziennikarz gazety "Ekstra Bladet".
Wczoraj po południu Arkadiusz O. usłyszał dwa zarzuty - pobicia i gróźb pozbawienia życia, za co może iść na parę lat do więzienia. Jak doszło do tego, że piłkarz, który jeszcze niedawno domagał się powołania go do reprezentacji Leo Beenhakkera, wpędził się w takie kłopoty?
Niedziela, godzina 9. Tego dnia wieczorem Arkadiusz O. ma wyjazdowy mecz z FC Kopenhaga. Najpierw postanawia jednak zajrzeć do dzielnicy Hjallesevej, gdzie mieszka jego żona. Od niemal roku para jest w separacji, podobno nie do końca potrafią się dogadać co do opieki nad dwójką dzieci - 10-letnim Oskarem i 15-letnim Damianem. Jak wynika z raportu duńskiej policji, Arkadiusz O. wszedł do mieszkania żony Anny i zaczął się awanturować. Miał złapać ją za włosy, zaciągnąć do piwnicy, a tam kopać i okładać pięściami. Potem - jak twierdzą Duńczycy - wywlókł ją do kuchni i znów bił po twarzy. Kiedy zrozpaczona kobieta zagroziła, że zadzwoni na policję, O. miał powiedzieć, że jeśli to zrobi, to ją zabije.
Po incydencie polski bramkarz pojechał na mecz przeciw FC Kopenhaga, przegrał 1: 2 i... już nie wrócił z drużyną do Odense. Został aresztowany w momencie, gdy udawał się do klubowego autokaru! Noc spędził w areszcie, a wczoraj o godz. 13 zeznawał w sądzie.
- Na rozprawie pojawiła się też Anna O. Na twarzy miała widoczne ślady pobicia, ale nie chciała komentować całej sprawy - mówi nam Kjeldtoft.
Sąd, poza postawieniem mu dwóch zarzutów, zakazał też Arkadiuszowi O. zbliżania się do żony przez najbliższe pięć lat.
- Żałuję tego, co się stało - przyznał skruszony O. Klub dał mu tydzień wolnego. Piłkarz ma go spędzić w Polsce.