Kontrakt Łajczaka kończy się z końcem czerwca; w ramach swego sportowego rozwoju nie wyklucza on na przykład powrotu do Polski, ale też otwarty jest na ewentualną propozycję ze strony Michniewicza. - Czy bym się odnalazł w takiem współpracy? Po ustaleniu odpowiedniego zakresu obowiązków nie miałbym z tym problemu, jak sądzę; choć oczywiście zawsze trzeba się w takiej współpracy dotrzeć – wyjaśniał nam w długiej rozmowie.
To czeka Czesława Michniewicza w Abha Club
Mateusz Łajczak przybliżył też specyfikę klubu, w którym spędził dwa ostatnie lata. Najważniejszą – jego zdaniem – rzeczą w pracy nowego szkoleniowca będzie porozumienie z podopiecznymi, zwłaszcza miejscowymi piłkarzami. - To jest wyzwanie: jak dotrzeć do piłkarzy i przekonać ich do jego filozofii gry. Nie będzie to łatwe. Musi znaleźć stosowne narzędzia, uwzględniające specyfikę tutejszej kultury – uważa nasz rozmówca.
Co ma na myśli? Swymi spostrzeżeniami na temat specyfiki pracy z arabskimi podopiecznymi dzielił się już przed katarskimi mundialem. Mówił wtedy m.in. o tym, że zdecydowanie bardziej wolą oni ofensywę niż obowiązki defensywne. - Tutejsi piłkarze z natury mają nieco inne rozumienie gry obronnej i związanej z nią detali – potwierdza dziś Łajczak. - Najważniejsze więc będzie „kupienie” nowych podopiecznych dla idei zespołowości w defensywie – a takie będą oczekiwania działaczy wobec Michniewicza.
Polski trener w Arabii o specyfice pracy z miejscowymi: „Marchewka lepsza niż kij”
To „kupowanie dla idei” też odbywać się musi w konkretny sposób. - W psychologicznych aspektach ważniejsza będzie na pewno „marchewka”. „Kij” lepiej odłożyć – obrazowo, odwołując się do polskiego przysłowia – opisuje strategię współpracy z zespołem Mateusz Łajczak. - Stricte żołnierskie podejście: „nie ma ze mną dyskusji”, na dodatek proponujące przede wszystkim ciężką pracę w defensywie, to… efekty mogłyby być różne – zaznacza polski trener.