Kiedy kibice dowiedzieli się, że w Warszawie sięgnięto po siatkarza tej klasy, rzucili się na wejściówki na środowe spotkanie PlusLigi. We wtorek po południu pozostały jeszcze ostatnie bilety, wiadomo, że na trybunach zasiądzie ponad 4500 widzów. Fani warszawskiej drużyny oczekują, że z nowym siatkarzem można walczyć o medale. Bartek wylewa trochę zimnej wody na rozgrzane głowy.
– Do mistrzostwa Polski, a nawet do play-off, jeszcze daleka droga – tonuje nastroje. – Nie wydaje mi się, że mamy już drużynę na poziomie Zaksy czy Skry. Przede wszystkim mamy dużo pracy, a teraz przed nami także parę dni na to, by się lepiej poznać. Zobaczymy jak ten cały proces przebiegnie, bo zwykle w takich sytuacjach może się pojawić parę problemów. Ja na pewno chcę pomóc w tym, by ich nie stwarzać.
Kurek cieszy się, że po przygodzie z niewypłacalną Stocznią Szczecin, trafił do stabilnego miejsca na siatkarskiej mapie Polski. Zresztą wspólnie z innym graczem Stoczni, bułgarskim przyjmującym Nikołajem Penczewem, który równiez został zakontraktowany przez Onico.
We wtorek z warszawskimi siatkarzami ćwiczył także były rozgrywający i kapitan Stoczni Łukasz Żygadło, ale w tym przypadku nie chodzi o kolejny transfer. Zawodnik chce podtrzymywać formę w trakcie poszukiwania klubu i poprosił o możliwość wspólnych treningów.
– To, że klub z Warszawy był w stanie zrobić takie ruchy kadrowe w tym momencie sezonu, najlepiej pokazuje jego stronę organizacyjną. Znaleźli na to środki i sposób, by ściągnąć nowych zawodników. Mam nadzieję, że wyjdziemy na plus nie tylko, jeśli chodzi o liczbę graczy, ale i o poziom drużyny – uważa Kurek, dla którego nieudana przygoda w Szczecinie będzie lekcją na przyszłość.
– Następnym razem postaram się lepiej sprawdzić, co się kryje pod otoczką, w jakiej powstaje dany klub – komentuje siatkarz, któremu Stocznia winna jest sporo pieniędzy. Mówiło się o dwumiesięcznych zaległościach, a to oznacza sumę na poziomie 300 tys. złotych. Na razie były klub nie zaproponował Kurkowi żadnego układowego rozwiązania.