Serbski selekcjoner oczywiście ma na głowie zawody w Bolonii, ale myślami sięga też już w przyszłość – w kierunku najważniejszej imprezy sezonu, mistrzostw świata w Polsce i Słowenii. Pierwszy mecz tego turnieju z Bułgarami czeka Biało–Czerwonych za pięć tygodni w Katowicach. Serbski selekcjoner opowiada nam o tym, co się zdarzyło we Włoszech, wrażeniach z dotychczasowej pracy w kadrze, planach na mundial i korzyściach z bycia... zwolnionym z Perugii.
Grbić: Biorę to na klatę, mogą nas wysłać na trening na świeże powietrze
„Super Express”: – Przyjechaliście do Włoch i od razu trafiliście na spore problemy organizacyjne, które zdarzają się nie pierwszy raz w zawodach tej rangi. Jak bardzo wytrąciło pana z równowagi trenowanie w nienadającym się do tego obiekcie?
Nikola Grbić: – Nie mam zamiaru się tym zbytnio przejmować, tym bardziej że to zdarza się nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie chcę, żeby to stanowiło problem, stało się jakąś wymówką dla nas. Nie obchodzi mnie to. OK, żeby być uczciwym, oczywiście trochę tak, ale z drugiej strony: czy gdybyśmy potrenowali raz czy dwa w lśniącej nowością profesjonalnej sali, to tak wiele by zmieniło? Tak, nie jest to wszystko miłe, owszem, nie jest to dobra organizacja, ale nie chcę o tym myśleć za dużo, nie mogę tym żyć. Nawet jakby nas wysłali na trening na świeże powietrze, biorę to na klatę. Możecie nam rzucać jakie chcecie kłody pod nogi, ale i tak damy sobie radę. Ja skupiam się na meczach, a nie na tym, że Włosi ćwiczą w lepszych warunkach. Takie prawo organizatora, żeby ułatwiać sobie życie. My też ustawialiśmy w Gdańsku wszystko tak jak nam pasowało, łącznie z hotelami i godzinami treningów.
– Czy pan jako trener i koledzy z ławki w innych zespołach jesteście w stanie zareagować na dziwaczne pomysły światowej federacji FIVB, które pojawiają się raz po raz?
– Problem polega na tym, kto tym wszystkim dowodzi. A tym kimś jest telewizja. Chce ułatwiać odbiór siatkówki, szczególnie tym, którzy słabo ją znają. A FIVB się zgadza. Nas nikt nie pyta o zdanie, tylko przedstawia się pewne idee jako fakt dokonany. Tak jak z wywiadami w trakcie meczów po drugim secie. I co miałbym opowiadać? Zdradzać taktykę na dalszą cześć spotkania, żeby rywal szybko się o niej dowiedział? FIVB to nie obchodzi, bo uznali, że tak jest w NBA, czy futbolu, więc zróbmy sobie to u nas.
– Dwa miesiące pracuje pan już z polskimi siatkarzami. Jaka to robota?
– Wspaniała. Lubię to zajęcie, a przypomnę, że wcześniej prowadziłem przez cztery lata reprezentację Serbii. Wiele rzeczy jest podobnych lub nawet identycznych. W Polsce są jednak lepsze warunki do pracy, więcej możliwości, pieniędzy na siatkówkę, więcej klasowych graczy. W waszym kraju nie ma w praktyce pola na improwizację, co w Serbii jest sportem narodowym (śmiech). Nie mówię, że w Polsce nie ma sytuacji, w których pewne rzeczy załatwia się poprzez działania doraźne, ale to margines. Najlepsze przy tym, że każdy zaangażowany w dany projekt stara się zrobić wszystko najlepiej jak potrafi, począwszy od sztabu, przez działaczy, na zawodnikach kończąc.
Polscy siatkarze poznali potencjalnych rywali w półfinale Ligi Narodów
Przed MŚ siatkarzy zaczynamy od zera
– Na pewno nie ma u nas pan łatwego życia jeśli chodzi o selekcję siatkarzy na ważne imprezy. Z czym lub z kim był największy problem na przykład przy wyborze składu na finały Ligi Narodów?
– Nie mogę mówić o jednej osobie czy pozycji, raczej o trójce, którą musiałem odstawić (Firlej, Kwolek, Poręba – red.). A będę powtarzał do znudzenia, że każdy z nich zasługiwał na powołanie i gdybym dokonał innego wyboru, na przykład podziękował innemu tercetowi, nie popełniłbym błędu. Nie odstają poziomem od kolegów występujących na tej samej pozycji. Chcę przy okazji podkreślić, i oni to dobrze wiedzą: kiedy skończymy turniej w Bolonii, wszystko zaczyna się niejako od początku. Resetujemy to co było, ruszamy od zera, czeka nas nowa impreza, inne wyzwanie, inny sposób przygotowań i organizacja całości przedsięwzięcia związanego z grą w mistrzostwach świata.
– Jak wygląda plan przygotowań do mundialu?
– Po Bolonii siatkarze dostają tydzień wolnego, nie jest to za wiele czasu na odpoczynek, ale znam przypadki, że trenerzy dają graczom dwa, trzy dni urlopu. Uważam jednak, że po tak długiej rozłące z rodzinami relaks im się należy i nie stracą nic z umiejętności i wytrenowania w siedem dni. Przyjadą do Spały z naładowanymi bateriami. Zacznę pracę przed mundialem z 17–18 siatkarzami. I już wiem, że decyzja o selekcji na mistrzostwa będzie jeszcze trudniejsza niż teraz. Doskonale zdaję sobie sprawę, że każdy, nawet ci kadrowicze, którzy nie znaleźli się finalnie na mojej szerokiej liście, mają wielkie ambicje i olbrzymią chęć gry w reprezentacji. I po moim wyborze rozczarowanie będzie spore, to zawsze jest niełatwe do przełknięcia. Bo ci odstrzeleni patrzą na to w ten sposób, że nie załapali się do czternastki na ważną imprezę, a nie tak jak ja, szukający najlepszego rozwiązania dla zespołu. To oczywiście najgorszy moment da mnie jako trenera, ale na tym także polega ta praca.
– Kiedy poznamy skład na mistrzostwa świata?
– Nie będę czekał do ostatniej chwili, jak ostatnio. Myślę, że na Memoriał Wagnera, po zakończeniu etapu pracy w Spale, będę chciał mieć już wyłonioną ekipę. Wolę tym razem wybrać czternastkę wcześniej, bo zależy mi na tym, by wskazana drużyna była już skupiona tylko na przygotowaniach do mistrzostw świata, nie myślała o selekcji, ale o siatkówce. Poza tym praca z większą liczbą graczy nie sprzyja płynności, a ja chcę mieć optymalny kontakt z konkretną grupą.
– Na turniej w Bolonii wybrał pan trzech atakujących i trzech środkowych, to jest droga, którą rozważa pan na MŚ?
– Po raz pierwszy w karierze trenerskiej dokonałem takiego wyboru, a nie klasycznego, czyli z dwoma atakującymi i czterema środkowymi. Uznałem, że ponieważ w Bolonii mogą nas czekać maksymalnie trzy mecze, to Mateusz Poręba nie miałby za bardzo szans pokazać się na placu. Uznałem, że Karol Butryn będzie miał tu więcej okazji do zademonstrowania swojego serwisu, chociaż oczywiście nie tylko. Zasłużył, żeby być w Bolonii. Jeszcze raz zaznaczam, że ci, którzy zostali w Polsce, mają taką samą szansę znalezienia się w składzie na mistrzostwa świata jak ich koledzy, którzy pojechali do Włoch.
Grbić wybrał! Znamy czternastkę siatkarzy na finały Ligi Narodów
Przygotowałem tyle w Perugii, a śmietankę będzie spijał kto inny
– Nie poprowadzi pan klubu w przyszłym sezonie (Grbicia zwolniono z Perugii – red.). Są korzyści z takiej sytuacji?
– Z profesjonalnego punktu widzenia będę miał więcej czasu na to, by przyjeżdżać do Polski, spotykać się z zawodnikami, organizować kalendarz pracy kadry, oglądać hale, szukać optymalnych dat na nasze zgrupowania, nawet analizować to, co się wydarzy w obecnym sezonie reprezentacyjnym. Pracując w Perugii, miałbym z tym o wiele większy problem. To zdecydowanie pomoże w mojej pracy selekcjonera. Inny pozytyw to więcej czasu dla rodziny. Z drugiej strony, przygotowałem wiele w Perugii na kolejny sezon, rozpocząłem pewien proces, wzmacniałem zespół, a śmietankę będzie spijał kto inny. Trochę ucierpi na tym moja sportowa ambicja, że nie będę w stanie świętować ewentualnych sukcesów w klubie.
– Mimo wszystko prezes Perugii Gino Sirci nie zaskoczył pana chyba tą decyzją?
– Nie zaskoczył. Tam nie można być niczego pewnym i wszystkiego trzeba się spodziewać. To taki szef klubu, który nagle któregoś dnia po przebudzeniu podejmuje pewne decyzje, niemające wiele wspólnego z logiką. Nie wiem czy to wszystko było OK, ale on na pewno nie miał z tym problemu.