Siatkówka, Bartosz Kurek, Andrea Anastasi, reprezentacja Polski

i

Autor: M. Pieślak/SE, FIVB Bartosz Kurek i trener Andrea Anastasi dekadę temu oraz Kurek dziś

Kurek i Anastasi wygrali Ligę Światową 10 lat temu, a Bartosz do dziś jest na topie. „Mamma mia, fenomen!”

2022-07-15 12:37

Reprezentacja Polski siatkarzy trzykrotnie zdobywała mistrzostwo świata, ma na koncie medale ME ze złotem na czele, ale zaledwie raz w historii wyjechała z triumfem z rozgrywek Ligi Światowej (dziś Liga Narodów). Stało się to 10 lat temu w Sofii, a Biało-Czerwonych prowadził wtedy trener Andrea Anastasi. Włoski szkoleniowiec opowiada „Super Expressowi” o tamtym czasie, bohaterze kadry i nawiązuje do obecnej reprezentacji, w której ma „swoich” ludzi z klubu w Perugii.

W drużynie prowadzonej w 2012 roku w stolicy Bułgarii przez Anastasiego grał jeden siatkarz, który pojawi się także niebawem w finałowym turnieju Ligi Narodów w Bolonii (20–24 lipca; Polacy zaczynają od ćwierćfinału z Iranem 21 lipca o 21.00) – to lider i kapitan zespołu, najstarszy stażem kadrowicz Bartosz Kurek. Atakujący drużyny narodowej w sierpniu skończy 34 lata, z których niewiele mniej niż połowę spędził na obozach seniorskiej kadry. Nic dziwnego, że tylko on mógł przejąć funkcję kapitana drużyny po Michale Kubiaku, który pożegnał się z reprezentacyjnym graniem.

Polscy siatkarze w strefie medalowej mistrzostw Europy. Z Włochami o finał

„Super Express”: – W kadrze bez zmian, Bartosz Kurek nadal gra...

Andrea Anastasi: – Niewiarygodny facet. Mamma mia, fenomen po prostu. No i stuprocentowy profesjonalista w tym co robi. Natura obdarzyła go kapitalnymi warunkami fizycznymi. Nigdy nie brakuje mu motywacji i zaangażowania. Dba o każdy szczegół w przygotowaniach, trenuje do upadłego. Myślę, że tym, co go wciąż niesamowicie nakręca, jest chęć wywalczenia w końcu złota olimpijskiego i perspektywa gry na igrzyskach w Paryżu w 2024 roku. Uważam, że zrobił dobrze, jadąc do Japonii i grając w tamtejszej lidze, która pod wieloma względami nie jest tak wymagająca jak wiele europejskich. Nie przeżywa się tam w trakcie sezonu tylu stresów, co na przykład we Włoszech, Polsce czy Rosji.

Marcin Janusz opowiada o sile kadry siatkarzy

Kamil Semeniuk o Grbiciu, Leonie, Heynenie i odejściu do Włoch. „Biełgorod był poduszką ratunkową. Perugia to głęboka woda” [WYWIAD]

– W reprezentacji rośnie nam nowa gwiazda, Kamil Semeniuk, którego pan będzie prowadził w klubie z Perugii w nowym sezonie. Jak pan ocenia jego siatkarski rozwój?

– Znakomity zawodnik. Niczego mu nie brakuje pod kątem technicznym, jest świetnie ułożony pod względem mentalnym. Kiedy mnie o niego pytają w Perugii, zawsze odpowiadam, że poczynił kolosalny postęp w ostatnich trzech latach, to absolutnie niesamowity progres. Przecież jeszcze w 2018 roku stał w kwadracie w drużynie Zaksy. Potem, krok po kroku, doszedł do finału Ligi Mistrzów 2022, w którym został MVP. Uważam, że w dobrym momencie trafia do ligi włoskiej, chociaż oczywiście będzie mu o wiele trudniej niż w Kędzierzynie, gdzie czuł się komfortowo w spokojnym miejscu. W Perugii spokojnie nie będzie, jak wiadomo, to jest klub z wielkimi oczekiwaniami i aspiracjami. Także dla żadnego trenera to nie jest łatwy kawałek chleba. Jestem jednak przekonany, że Kamil potrafi zademonstrować wszystkie zalety, z jakich go znamy, także w Serie A. Uważam, że jest całkowicie gotowy na ligę włoską i na zrobienie w niej dużych rzeczy.

– Ma pan najnowsze wieści w sprawie rehabilitacji gwiazdy Perugii i polskiej kadry Wilfredo Leona po operacji kolana?

– Dopiero mam porozmawiać o szczegółach z Leonem. O ile mi wiadomo, wszystko przebiega dobrze, zgodnie z planem. Nie będzie to jednak zapewne łatwy powrót na parkiet, nie mam w tej chwili wiedzy, kiedy Wilfredo będzie w stanie normalnie skakać. 

Martyna Grajber w podróży poślubnej trafiła do rajskiego zakątka świata

– Widział pan mecze Polaków w tegorocznej Lidze Narodów?

– Prawie wszystkie. Chociaż muszę zacząć od tego, że obecna edycja jest nieco nietypowa, bo kilka topowych zespołów ma wyraźne problemy sportowe i kadrowe, myślę o Brazylii czy Serbii. A Polska? Obok Włoch pokazała najciekawszą siatkówkę. Powiedziałbym nawet, że Polacy są w tej chwili faworytem do wygrania Ligi Narodów. Nie zdziwię się, jeśli te dwie drużyny zobaczymy w finale w Bolonii. Trener Grbić ma ból głowy, żeby wskazać czternastkę, tylu jest przecież znakomitych siatkarzy, z których może wybierać. Takiego komfortu nie ma bodaj żaden szkoleniowiec na świecie. Tylko na pozycji środkowego sytuacja jest w miarę jasna. To wszystko oczywiście mnie w żaden sposób nie dziwi. Jeśli pracowało się w Polsce 11 lat, trudno być zaskoczonym, że reprezentacja ma skąd czerpać talenty.

– Czyli finał Polska – Włochy w Bolonii?

– Czemu nie? Włochom niesamowicie zależy, bo czekają na wygraną w tych rozgrywkach od 2000 roku, kiedy jeszcze ja byłem ich trenerem. I tak się złożyło, że potem, w 2012 roku triumfowałem prowadząc Polskę. Po dziesięciu latach najwyższa pora, żeby Biało-Czerwoni znowu stanęli na najwyższym stopniu podium.

Ostra walka o miejsce w kadrze siatkarzy. Już widać zniecierpliwienie graczy

– Niektórzy twierdzą, że Liga Narodów, dawniej Światowa, to tylko komercyjna zabawa, bez większego znaczenia sportowego. Jak pan do tego podchodził?

– W 1990 roku jeszcze jako zawodnik wygrałem inauguracyjną edycję Ligi Światowej z kadrą Italii. To był zupełnie inny turniej niż obecnie. Brało w nim udział osiem najlepszych zespołów świata i by wygrać, trzeba się było napracować, to stanowiło nie lada wyzwanie. Podobnie w 2012 roku, kiedy Polska zdobyła złoto, wtedy w finale wygraliśmy z USA, drużyną naszpikowaną wielkimi postaciami siatkówki. Formuła jest ostatnio często zmieniana, ta obecna nawet mi specjalnie nie przeszkadza. Trenerzy teraz grają większą liczbą zawodników, nie na każdy turniej biorą gwiazdy. Polska jest najlepszym przykładem takich rotacji, to pozwala oszczędzać siły czołowych siatkarzy, którzy mają przeładowane sezony ligowe i zwyczajnie grają za dużo. Jako element przygotowań do najważniejszych imprez w sezonie Liga Narodów spełnia zadanie. Jest to interesujący turniej, nie tak stresujący dla zawodników jak inne.

– Mimo wielu większych sukcesów wywalczonych w ostatnich 15 latach, Polacy tylko raz stanęli na najwyższym podium Ligi Światowej. Czemu tak trudno wygrać tę rywalizację?

– Różne rzeczy możemy mówić, ale to nie są byle jakie zawody, naprawdę niełatwo zdobyć złoto. Trudno co sezon pokazywać najwyższą klasę, trzeba mieć poza tym odpowiednią mentalność i przygotowanie fizyczne. Wiele też zależy od tego, jakie są priorytety danego zespołu w sezonie reprezentacyjnym. Wiadomo na przykład, że w Polsce oczekuje się samych zwycięstw w najważniejszych imprezach z udziałem męskiej kadry. To nie jest jednak automat, tak się nie da. Polacy muszą przystąpić teraz do walki ze spokojną głową, na początek mają niewygodny Iran i spacerek to nie będzie. Co nie zmienia faktu, że Polska jest lepszym zespołem. No i Nikola Grbić wie jak się zwycięża w tych zmaganiach, w 2016 roku triumfował przecież w Lidze Światowej jako trener Serbów.

Sonda
Czy podopieczni Nikoli Grbicia wygrają Ligę Narodów?
Najnowsze