– W tym sezonie Zaksa wygląda na twardy zespół, który podchodzi do meczów bez presji, bo wie, że i tak da sobie radę. Nie czujecie większego ciśnienia przed półfinałem Ligi Mistrzów?
– Czekamy bardzo na to spotkanie, to nagroda za cały sezon pracy. Nerwy gdzieś tam są, ale przede wszystkim jest mobilizacja i radość, bo każdy cieszy się na mecz z taką firmą jak Zenit. Myślę, że to drużyna z Kazania występuje w roli faworyta.
– Na pewno? Po waszych występach w Lidze Mistrzów nie brak opinii, że Zaksa nie tylko stała się faworytem półfinału, ale całych rozgrywek.
– Nasza gra na pewno napawa optymizmem, rosną apetyty nasze i kibiców. Wszyscy mają nadzieję, że wyeliminujemy Zenit, skoro odprawiliśmy wielkie włoskie Lube, obrońcę tytułu. Jednak zespół z Kazania to nadal świetna drużyna ze znakomitymi nazwiskami. Pozostanę przy zdaniu, że to w nich należy upatrywać faworyta, a my tylko chcemy zagrać swoje i czuć przyjemność z przebywania na boisku. Cały nasz obecny sezon pokazuje jedno: że absolutnie nie jesteśmy na straconej pozycji. Mamy wielki apetyt na awans. Rywal nie jest poza naszym zasięgiem.
Ogromny cios dla polskiej siatkówki. Nie żyje były reprezentant kraju i zasłużony działacz
– Waszą największą siłą jest strona mentalna? Można odnieść wrażenie, że przecie do przodu jak czołg, a drobne niepowodzenia w trakcie spotkań nie są w stanie was wytrącić z równowagi.
– Zgadzam się. Nasz atut zamyka się w jednym słowie: zespół. Oczywiście są indywidualności, mistrzowie świata, ale przede wszystkim jest zgrana drużyna, która od lat bardzo się nie zmienia kadrowo i scala się coraz bardziej. Ten sezon pokazuje, że świetnie zbudowany team, ze znakomitym trenerem, dojrzał do tego, by wygrać coś wielkiego.
– Trener Nikola Grbić jest bodaj najspokojniejszym szkoleniowcem w PlusLidze, nie krzyczy, nie rzuca się przy linii bocznej, nie eksploduje podczas meczów. Ten spokój wam się udziela?
– Daje nam pewność siebie, wiemy, że mamy u niego kredyt zaufania, wybacza nam błędy. Grbić ma taki styl bycia, nie uzewnętrznia emocji. U nas i tak każdy wie, co ma robić i ciężko pracuje. Trener to widzi, kiedyś nawet powiedział, że we Włoszech miał półtoragodzinne treningi, po czym grupa robiła rozciąganie i szła do szatni. U nas po dwóch godzinach zajęć zostaje siedmiu, ośmiu chłopaków, którzy chcą dopracować rozmaite elementy. My nie boimy się harówki, jesteśmy profesjonalistami. A Nikola jest wielkim autorytetem, doświadczenia z parkietu jakie on zdobył, nie ma nikt z nas. Grał na największych imprezach. To, co nam przekazuje, w stu procentach się sprawdza. Jest niesamowitym szkoleniowcem i świetnym psychologiem. Jesienią w rundzie zasadniczej przegraliśmy wysoko seta z drużyną z Olsztyna. Potem na odprawie Grbić tłumaczył, że nie możemy przegrywać do 17, nie przystoi to takiej firmie jak Zaksa, bo jak zmierzymy się z takimi zespołami jak Lube, Zenit czy Perugia, to one nie będą wybaczały słabości. Dodał wtedy, że chce z tą drużyną zdobyć Ligę Mistrzów. To był październik. Spojrzeliśmy wszyscy na siebie porozumiewawczo, niby wiedzieliśmy, że jesteśmy dobrzy, ale żeby aż tak? Tymczasem tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, każdy coraz bardziej w to wierzył.
Legendarny polski siatkarz wygląda jak prawdziwy WOJOWNIK! Podjął się MORDERCZEGO wyzwania
– Ten sezon jest na pewno wyjątkowy dla ciebie. W poprzednim, pod koniec 2019 roku, kłopoty zdrowotne o mało nie wyeliminowały cię z zawodowego uprawiania sportu.
– To niesamowite szczęście, że jestem zdrowy. Chciałem rozegrać ten sezon w pełni formy zdrowotnej, unikając problemów z poprzedniego roku, w którym rozegrałem bodaj pięć czy sześć spotkań. Moja kariera stanęła na włosku po tym jak otrzymałem diagnozę o zapaleniu mięśnia sercowego. Trafiłem do szpitala, przez pierwsze dni czekałem w nerwach na kluczowe badanie rezonansowe, a lekarze uprzedzali, że od stopnia zaawansowania choroby zależy czy będę mógł kiedykolwiek uprawiać siatkówkę. Okazało się, że schorzenie wykryto we wczesnej fazie i po trzech miesiącach odpoczynku dostałem zielone światło. Szczęście w nieszczęściu, że szybko otrzymałem lekarską pomoc, bo potem usłyszałem, że gdybym potrenował dzień, dwa dłużej w tym stanie, mogło to się skończyć tragicznie. Jakby problemów było w tamtym sezonie mało, po powrocie do treningu złamałem piątą kość śródstopia i miałem grę z głowy. Niewielkim pocieszeniem było to, że z powodu pandemii rozgrywki i tak wkrótce przerwano. Przed obecnymi miałem uzasadnione obawy jak będę wyglądał od strony fizycznej i siatkarskiej. Dlatego gdyby mi ktoś rok temu powiedział, że w marcu 2021 będę w tym miejscu, czyli z Superpucharem, Pucharem Polski i szansami na finał Ligi Mistrzów, tobym się popukał w głowę. Czymś pięknym była ponadto w tamtym trudnym dla mnie czasie postawa klubu z Kędzierzyna, który przedłużył ze mną kontrakt, nie wiedząc przecież wcale jak będzie wyglądało moje zdrowie i forma. Staram się teraz odpłacić za to zaufanie.