„Super Express”: – W Ottawie zrealizował pan wszystko, co sobie zamierzył na ten turniej?
Nikola Grbić: – Plan był taki, żeby każdemu siatkarzowi dać szansę pokazania się na boisku, doświadczenia tego, co to znaczy gra w reprezentacji w takich zawodach. Wielu przecież po raz pierwszy założyło koszulki z napisem „Polska” w seniorskim zespole. To było więc duże wyzwanie dla nich, ale także dla całego sztabu i dla mnie. Chciałem poznać wszystkich trochę lepiej, dotyczy to także moich współpracowników, zobaczyć jak to wszystko funkcjonuje. To było ważne w kontekście rozpoczęcia nowej przygody w polskiej kadrze. Jeśli więc chodzi o to, czy wszystko, co sobie założyłem, zostało zrealizowane, to pod tym względem na pewno. I nie mówię tu w ogóle o rezultatach. One nie były w żaden sposób „planowane”, mogłem jedynie przewidzieć kto kiedy zagra oraz jak to będzie zorganizowane. A że wyniki są nie najgorsze, mogę powiedzieć, że mój plan się powiódł.
– A czy coś mimo wszystko pana zaskoczyło w ciągu tych kilku dni zawodów w Kanadzie?
– Wiedziałem, że siatkarze zechcą w Kanadzie pokazać wszystko, na co ich stać. Nie dlatego, że to akurat ja zostałem trenerem i chcą się popisać przede mną, ale z racji tego, że zjawił w tym zespole nowy selekcjoner, który wprowadza swój system. I uważam, że efekt ich starań był bardzo dobry. W sytuacji, w której w składzie znalazło się tylu debiutantów, takiego podejścia graczy należało oczekiwać. Ono było bardzo dobre. Drugą rzeczą jest jakość gry, o tym można sobie zawsze podyskutować, niemniej ostatecznie każdy dał z siebie sto procent. W tym znaczeniu nie zostałem niczym zaskoczony. Turniej dał mi możliwość zobaczenia jak zawodnicy sobie radzą pod presją międzynarodowych zawodów. To było wartościowe doświadczenie.
Grbić sprawdził w kadrze siedmiu nowych siatkarzy. „Rączka trochę drżała” [WIDEO]
– To nie jest zwyczajna sytuacja, gdy trener kadry ma w zespole połowę debiutantów. Jak sobie pan z tym radził i jak oni wypadli w pana oczach? Mocno się stresowali?
– Oczywiście. I tego też się spodziewałem. Każdy nowy siatkarz reprezentacji wiedział, że wszyscy wbijają w niego wzrok: najbliżsi, kibice, ludzie z ich klubów. I że środowisko siatkarskie ma wielkie oczekiwania. Wtedy taki debiutant myśli sobie: „Cała Polska patrzy tylko na mnie, muszę coś zrobić”. To normalne, więc przed pierwszym meczem z Argentyną rozmawiałem o tym z zawodnikami. Mówiłem im: „Panowie, to zupełnie naturalne, że przeżywacie tego typu stres. Spróbujcie pomyśleć o tym, co możecie dać drużynie”. A co do oczekiwań, to sądzę, że oni sami mieli je wobec siebie dużo większe niż ludzie z zewnątrz. Widziałem to napięcie na twarzach przed pierwszym spotkaniem. I podkreślam raz jeszcze, że takie przeżycie było dla nich ważne nie tyle z powodu wyniku sportowego w danym meczu, co przejścia przez ten trudny moment kariery w reprezentacji Polski. To może sprawić, że staną się jeszcze lepsi.
– Można nie przywiązywać teraz wagi do wyników, ale jeśli ekipa złożona w połowie z debiutantów pokonuje mistrza olimpijskiego niemal w pełnym składzie, to chyba mówi coś o pańskim zespole?
– Biorąc pod uwagę, że w reprezentacji Francji wystąpili prawie wszyscy kluczowi złoci medaliści z Tokio poza dwoma, to na pewno wyczyn, który daje świadomość, że potrafisz grać w siatkówkę na wysokim poziomie. Bo jeśli nawet wypadasz na parkiecie świetnie, ale nie wygrywasz, to masz zupełnie inne odczucia. Oczywiście, jeśli zdarzy się nam spotkanie przeciwko Francuzom w przyszłości, może ono wyglądać zupełnie inaczej. Dla nabrania pewności siebie ten mecz był jednak bezcenny. Rezultat starcia z Francją mnie niezwykle cieszy, ale może nawet bardziej to, w jaki sposób doprowadziliśmy do tej wygranej.
– Debiutujący w reprezentacji Karol Butryn wypadł przeciwko Francuzom fantastycznie. Jego gra zrobiła na panu wrażenie?
– Była świetna, ale jeśli mam wystawiać cenzurki indywidualne, to nie poprzestanę na jednej. Mogę przecież równie dobrze powiedzieć, że wejście Bartosza Kwolka w tym meczu było znaczące, że Jan Firlej rozdzielał piłki bardzo dobrze. To nie tak, że jeden Butryn nam załatwił mecz, chociaż jego wkład w ataku, grze w kontrze, bloku i serwisie był olbrzymi. Jeśli on jest w stanie grać tak częściej, to kapitalnie. Pamiętajmy tylko, że siatkówka to sport zespołowy. Wyszliśmy z tarapatów w pierwszym secie i pozostaliśmy w grze, cały czas wierząc w wygraną. I to jest najważniejsza lekcja, jaką wyciągam z tego spotkania.
– Kolejny turniej Ligi Narodów rozegracie w Sofii między 22 a 26 czerwca. Jak będzie się różnił skład, który pan tam zabierze?
– Mocno. Siatkarze, którzy pozostali w Polsce na treningach, teraz pojawią się w zespole. Będziemy więc mieli nowe dwie trzecie zespołu. To element procesu tworzenia kadry w tym roku. Było ważne, by dać bardziej obciążonym zawodnikom więcej czasu na regenerację. Tak by więcej odpoczęli i lepiej przygotowali się do reprezentacyjnego sezonu, kluczowej części Ligi Narodów i nadchodzących mistrzostw świata.
– Już się pan pogodził z myślą, że na mundialu może zabraknąć Wilfredo Leona?
– Jest taka ewentualność, wiemy o tym. Nie potrafię jeszcze powiedzieć czy to przesądzone czy nie, chociaż raczej tak. Jednak nie mam teraz jeszcze stuprocentowej pewności. Możemy tylko wierzyć, że zdoła do nas dołączyć. A jeśli to mu się nie uda, trzeba grać i wygrywać w takim składzie, jakim dysponujemy. Pozostali gracze muszą zrobić wszystko, by zwycięstwa i tak były po naszej stronie.