„Super Express”: – Kiedy grasz przeciwko Polsce, po drugiej stronie siatki staje mnóstwo kumpli z Kędzierzyna, a na ławce trener, z którym pracowałeś. Jak reagujesz?
David Smith: – Uwielbiam ich wszystkich, mamy wobec siebie tak wiele szacunku, tyle razem zdobyliśmy. Jako profesjonalny siatkarz mogłem tylko pomarzyć o tak wyjątkowych osiągnięciach, jakich byłem częścią w Zaksie. Jestem z tego dumny, z nich też. Teraz wypełniamy inne zadania, każdy z nas ma wyzwanie związane z grą dla reprezentacji. Zawsze jednak sprawia mi radość rywalizacja, nawet jeśli po drugiej stronie stoją przyjaciele z klubu, z którymi mam tak wspaniałe relacje.
– Dużo między sobą żartujecie poza parkietem, dogryzacie sobie?
– Poza boiskiem jesteśmy przyjaciółmi, widujemy się w hotelu, żartujemy. Na parkiecie żarty się kończą, każdy z nas chce wygrać. Za kilka tygodni znowu spotkamy się w klubie. Nie powiem, że teraz jesteśmy wrogami, ale w tej chwili u każdego pojawia się żyłka związana ze sportową potyczką. Walczymy dla swoich krajów.
– Lepiej ci się gra, bo jesteś w stanie przewidzieć co zrobią doskonale ci znani siatkarze po drugiej stronie boiska?
– Generalnie czołowe drużyny globu grają ze sobą tak często, że wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Ja oczywiście wiem o nich dużo z racji tego, że w Polsce spędziłem sporo czasu, więcej niż niektórzy moi koledzy z reprezentacji USA. Niemniej, po drugiej stronie są tak utalentowani siatkarze, że potrafią zaskoczyć i nie grać wcale tego, czego się po nich spodziewamy. Można sobie analizować na wideo, ile się chce, ale na tym poziomie gwiazdy zawsze mają coś jeszcze w zanadrzu. Więc często twoja reakcja sprowadza się nie do tego, że coś przewidziałeś, tylko do instynktownego zachowania, w ciemno, i nadziei, że się uda zatrzymać przeciwnika nad siatką.
– Ostatnia porażka Polaków z USA ma jakieś przełożenie na starcie grupowe w MŚ?
– To będzie zupełnie inny mecz niż ostatni, który wygraliśmy z Polakami w półfinale Ligi Narodów. Przypomnę też, że Polska była od nas lepsza w fazie grupowej tych rozgrywek. Siły są wyrównane, po obu stronach jest mnóstwo utalentowanych i doświadczonych siatkarzy najwyższej klasy światowej. Nie należy patrzeć na to, co wydarzy się teraz w MŚ poprzez wynik spotkania sprzed miesiąca w Bolonii. Dojdzie do tego olbrzymie wsparcie gorącej hali pełnej fanów, którzy będą kibicować Polsce.
Supergwiazdor siatkówki mówi o braku Wilfredo Leona. „Polska gra dobrze także bez niego”
– Skoro faza pucharowa zaczyna się wcześnie, to mamy się spodziewać niespodzianek w tym turnieju?
– Bardzo możliwe, taka formuła gry zwiększa szansę na nieoczekiwane rozstrzygnięcia. To będzie atrakcyjne i emocjonujące zarówno dla nas, jak i dla kibiców. W mistrzostwach świata kluczem jest patrzenie przez pryzmat najbliższego meczu, zwłaszcza w formule grania z tak szybko rozpoczynającą się fazą pucharową, w której przegrywający odpada. Nie ma co wybiegać za daleko naprzód. Nawet podoba mi się taki system rozgrywek, chociaż domyślam się, że został wprowadzony nieco z konieczności (pierwotnie, gdy organizatorem MŚ miała być Rosja, formula była inna – red.). Zmniejszy zmęczenie graczy, a przerwy sprawią, że lepiej będzie się można przygotować do kolejnych spotkań i zyska na tym poziom turnieju. I kibice zobaczą więcej gry o coś. Ja w każdym razie zdecydowanie wolę rozgrywać mecze o stawkę.
Marcin Janusz szuka sposobu jak oszukać kolegę z Zaksy w meczu potęg
– Podoba ci się to, że Polacy i Słoweńcy dostają z urzędu numery 1 i 2 w rozstawieniu przed fazą pucharową?
– Nie nazwałbym tego rozwiązania idealnym. Jestem jednak w stanie zrozumieć ideę, jaka za tym stała, z punktu widzenia przeprowadzenia i zorganizowania mistrzostw przez te dwa kraje, co odbywało się przecież w trybie awaryjnym. Te państwa wyłożyły środki, by mistrzostwa zabrane Rosji mogły się w ogóle odbyć. Odbieram to jako rodzaj nagrody dla nich za to, że podjęły się roli gospodarzy. Oczywiście nie jest to optymalne, jeśli spojrzeć przez pryzmat sportowej rywalizacji. Nie będę się jednak tym zanadto przejmował, tym bardziej że zarówno Polska jak i Słowenia to mocne drużyny z szansami na medal, więc nie jest też tak, że preferencyjne rozstawienie otrzymują jacyś outsiderzy.