Bartman latem podpisał kontrakt na grę w klubie z prowincji Syczuan razem z urodzonym w Polsce reprezentantem Włoch Michałem Łasko (34 l.). Pojechali za Wielki Mur z rodzinami - Zbyszek zabrał żonę Joannę, a Michał mieszka w 7-milionowym Chengdu z żoną Mileną i córeczką Nicole. "Super Expressowi" Bartman opowiedział o życiu za Wielkim Murem.
O świętach po chińsku
- Chińczycy nie obchodzą oczywiście chrześcijańskich świąt, ale pewne akcenty widać na ulicach. Są dekoracje, choinki, bombki. Bez trudu można kupić drzewko, ale tylko sztuczne. W tym roku miałem szczęście, że 24 grudnia gramy u siebie po południu i wieczór będzie wolny. Będziemy mieli wspólną wigilię z Michałem Łasko, jego żoną i córeczką. Do Chin przyjechali moi rodzice, więc będzie jak w Polsce. Choinka i opłatek czekają, prezenty też, przez internet posłuchamy kolęd. Z Polski przyjechało trochę specjałów naszej kuchni. Nie wyobrażam sobie stołu wigilijnego bez mojego ulubionego grochu z kapustą.
O luksusowej lidze
- Liga chińska zaskoczyła mnie przede wszystkim tym, że gra w niej wielu młodych ludzi o fantastycznych warunkach fizycznych. Chińczycy niedługo mogą namieszać w siatkarskim świecie, bo mają nieprzebrane pokłady talentów. Myślę, że gdyby zaszczepić tu europejską myśl szkoleniową, rezultaty mogłyby być imponujące. Na przykład takie, jakie uzyskał Raul Lozano po przyjeździe do Polski. Liga jest profesjonalnie zarządzana, jesteśmy traktowani po królewsku. Zawsze, bez względu na odległość, latamy na mecze samolotami, mieszkamy na wyjazdach w luksusowych hotelach. Klub zapewnił mi duże mieszkanie. Nawet za duże, bo po co mi cztery sypialnie? Mieszkam na 17. piętrze w nowoczesnym osiedlu z ładną panoramą miasta za oknem.
O kuchni syczuańskiej
- Jest z reguły bardzo pikantna i nie każdemu to musi odpowiadać. Chińczycy mówią, że jeśli nie spróbowałeś "hot pot", czyli podawanego w garnuszku na ogniu wywaru mięsnego z chilli i piekielnie ostrym pieprzem, który jest tutejszym specjałem, to znaczy, że nigdy nie byłeś w Chengdu. Spróbowałem i odpowiada mi, chociaż po spożyciu tego pieprzu traci się czucie w ustach. Działa zupełnie jak znieczulenie u dentysty.
O nauce chińskiego
- Uważam, że z szacunku dla kraju, w którym gram, powinienem poznać podstawowe zwroty w miejscowym języku. Znam kilka siatkarskich wyrażeń i prostych chińskich słów, typu dzień dobry, do widzenia, lewo, prawo. Potrafię liczyć po chińsku. W Chinach problemem jest jednak sposób wymowy. Jeden i ten sam wyraz wypowiedziany na różne sposoby oznacza zupełnie co innego. Chińscy koledzy często się ze mnie śmieją, gdy próbuję wcelować z wymową. Czasem mi się udaje... Wszystko przez to, że kompletnie nie mam słuchu, w przeciwieństwie do mojej żony Asi, której to idzie zdecydowanie lepiej.