"Super Express": - Wygraliście w tym sezonie 37 spotkań z rzędu, ale w starciu z kędzierzynianami skazywani jesteście na pożarcie...
Vital Heynen: - 36 czy 37... Straciłem już nawet rachubę, ile tych meczów było. Zrobiliśmy tak wiele, nie mając przecież w składzie najbardziej znanych siatkarzy na świecie. Jeśli grasz dobrze, dostajesz nagrodę. Dla nas nagrodą jest już sama możliwość gry z Zaksą. Wiele razy w tym sezonie zadawałem sobie pytanie: czy jesteśmy w stanie powalczyć z tak mocnymi drużynami? Naszedł czas, by moi zawodnicy pokazali co są warci i gdzie leży granica ich możliwości. Na razie jej nie znamy, bo do tej pory ciągle zwyciężaliśmy i trochę zapomnieliśmy jak smakuje porażka. Na papierze Zaksa jest gigantycznym faworytem. Mam jednak nadzieję, że siatkówka to nie tylko papier. Chce się przekonać na boisku, o ile i czy w ogóle rywal jest od nas lepszy.
- A na papierze w czym jest lepszy?
- We wszystkim. Lepsza zagrywka, lepsza gra piłką, lepszy rozgrywający, lepsi skrzydłowi, lepszy blok. Może tylko naszą obronę oceniłbym nieco wyżej. Różnice są kolosalne. Mamy jednak takie nastawienie, że we Friedrichshafen budujemy zespół jako jedność, nie skupiając się na poszczególnych zawodnikach. U nas jeden plus jeden nie równa się dwa, ale dwa z hakiem.
- No i nie możecie konkurować z Zaksą finansowo. Jak wielki jest dystans?
- Jeśli wziąłbym z Kędzierzyna dwóch najdroższych siatkarzy, to za tę sumę mogę kupić trzynastu moich graczy w VfB. To absolutnie nie znaczy, że ma to dla mnie jakiekolwiek znaczenie, po prostu przedstawiam realia. W Polsce płaci się więcej i każdy to wie, ale to nieważne, bo mam tutaj młodych i zmotywowanych zawodników w dobrze zorganizowanym klubie i jedynie to się liczy. Poza tym nie zagrywasz lepiej tylko dlatego, że więcej zarabiasz. Być może powinieneś, ale nie zawsze tak jest.
- Jak bardzo seria 37 wygranych wzmocniła pana zespół mentalnie?
- Po takiej serii nie wychodzisz na pewno na parkiet, żeby przegrać. Widać to po zawodnikach. Jest takie wyrażenie „Zwyciężanie polega na nastawieniu”. Zawsze masz myśleć, że jesteś w stanie wygrać. Oczywiście wiem też, że gdzieś po drodze zaczną się przeszkody, nie mam co do tego wątpliwości.
- Kiedy szykowaliście taktykę na mecze z Zaksą, oglądał pan przede wszystkim przegrane spotkania kędzierzynian z tego sezonu, by znaleźć jakieś pomocne wskazówki?
- Szczerze mówiąc nie. Patrzę generalnie na to jak gra przeciwnik, a poza tym my mamy pewien sposób grania, który musimy zrealizować w konfrontacji z Zaksą. Nie zmienię niczego w grze moich siatkarzy. Patrząc na porażki zespołu z Kędzierzyna, trzeba też pamiętać o liczbie meczów, jaką mają na koncie. To była po prostu za duża dawka grania, Zaksa jest najlepszym przykładem przeładowanego kalendarza. Problemy czasem wynikają ze zmęczenia fizycznego i mentalnego, a nie z techniki.
- Walczycie teraz z Zaksą o awans do Final Four w Kazaniu, ale realnie oceniając, czy ktoś w Lidze Mistrzów jest w stanie zdetronizować Zenit?
- Wątpię. Jeśli nie mają urazów, są wypoczęci, grają na świeżości i w swojej hali, nie mam złudzeń, że będą oczywistymi faworytami.
Zobacz również: Mariusz Wlazły ma atomowy serw! [ZDJĘCIA]