– Skład olimpijski podał pan przed zakończeniem Ligi Narodów, a nie po, jak pan zapowiadał. Skąd ten pośpiech?
– Umówiłem się z siatkarzami, że jak będę miał wszystko ułożone w głowie i dokonam wyboru, to im o tym powiem. Oni mieli taką świadomość od dawna. Po trzeciej serii meczów dawałem im już czytelne sygnały. Podczas piątej serii zacząłem nabierać przekonania, po rozmowach z asystentami, co do kształtu drużyny na igrzyska i tego jak powinien wyglądać zespół. A skoro tak, nadszedł czas, by zapoznać zawodników z decyzjami. Nie mógłbym spojrzeć siatkarzowi w oczy wiedząc już, że go nie powołam, nie powiedziawszy mu tego wcześniej. W ostatnich dwóch, trzech dniach proces nabrał przyspieszenia. Możemy przejść do następnego etapu. Jest w tym wszystkim jedna rzecz niesamowita: powiedziałem czterem chłopakom, których nie zabiorę na igrzyska, że jeśli chcą, mogą wracać do domu. Żaden się nie zdecydował. Usłyszałem: „Trenerze, jesteśmy częścią grupy, zostajemy”. Dla mnie to fantastyczny sygnał.
– W ostatnich dniach przeprowadzał pan rozmowy indywidualne z siatkarzami, informując o decyzjach?
– Praktycznie dopiero w środę doszło do tych spotkań. Zresztą wydaje mi się, że te wybory nie były dla nich wielka niespodzianką. Nie odczułem z ich strony najmniejszego zaskoczenia, raczej potwierdzenie ich własnych przypuszczeń. Najpierw się podejrzewa, że zapadną pewne rozstrzygnięcia, potem jest się już w zasadzie przekonanym, a później następuje ostateczna rozmowa potwierdzająca dany fakt.
Fabian Drzyzga po spotkaniu Polska – Argentyna: Nie jest tajemnicą, że na igrzyska pojadę ja i Grzegorz Łomacz
– Podejrzewam, że to nie było tak, że dopiero w ostatnich dwóch dniach podjął pan decyzje. Niektóre wybory, rotacje w składzie w środku turnieju, już dużo o nich mówiły.
– To w ogóle był długi proces, który zaczął się jeszcze w Spale wiele tygodni temu. Mogę się posłużyć przykładem Tomka Fornala, który nie znalazł się w dwunastce, ale pojedzie w grupie czternastu graczy do Japonii. Rozgrywał kapitalny turniej, ale od początku dostał ode mnie informację, że trudno będzie mu znaleźć się w olimpijskiej dwunastce, ponieważ kilku zawodników oceniam wyżej. Jestem w pełni zadowolony z jego gry, ale w moim rankingu szans na igrzyska on po prostu był na nieco niższym pułapie. Podobna jest sytuacja Norberta Hubera. On nam miał pomagać, powiedziałem mu, że ma wielki potencjał, ale dysponuję czterema zaprawionymi w bojach środkowymi i z nich dokonam wyboru. Mam nadzieję, że gracze sądzą, że miałem rację. Bardzo dbałem o to, żeby pewne sprawy między nami były jasne i by wiedzieli jaki jest ich status w drużynie.
– Kibice w Polsce są zaskoczeni, że nie zdecydował pan wciąż, który z libero pojedzie do Tokio. Panowała dość powszechna opinia, że Paweł Zatorski jest nie do ruszenia. Czemu ma pan jeszcze wątpliwości?
– Nie chciałem, żeby reszta zespołu czekała na mój ostateczny wybór libero i dlatego jedenaście miejsc jest obsadzonych, a ostatnie dwa mecze turnieju pozwolą mi zamknąć skład. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Heynen wybrał! Znamy skład reprezentacji Polski siatkarzy na igrzyska olimpijskie w Tokio
– Który z wyborów przy selekcji wiązał się z największymi wątpliwościami?
– Gdy się rezygnuje z graczy, to o żadnej decyzji nie da się powiedzieć, by była łatwiejsza od innych. Oczywiście przypadek rozgrywających był najprostszy, bo kontuzja wyeliminowała trzeciego gracza konkurującego o miejsce i sprawa się sama wyjaśniła. Zmiennik Marcin Komenda miał być tylko wsparciem na wypadek jakichś nieoczekiwanych sytuacji. Co do innych graczy, nie mogę nie wspomnieć o Karolu Kłosie, który jest wspaniałym gościem i niełatwo przekazać mu wiadomość, że nie uwzględnię go w olimpijskim składzie. I od razu usłyszałem od niego: „Trenerze, to mój zespół, chcę zostać”. Co za kapitalne podejście! Liga Narodów pozwoliła na wszystkie sposoby przetestować rozwiązania i zobaczyć kto jak wygląda. Czasu na dokonanie wyboru miałem pod dostatkiem, zagraliśmy 15 meczów w 30 dni, odbyliśmy liczne treningi. Pod tym względem sama decyzja sztabu nie była technicznie trudna. Ale na poziomie ludzkim oczywiście zawsze to ciężkie doświadczenie, bo jestem przywiązany do moich graczy.
– Kiedy poprzednio rozmawialiśmy, mówił pan, że Bartosz Bednorz pomału się poprawia, ale w ostatnim czasie było widać, że tracił szansę.
– Robiłem wszystko, by „Benji” wrócił do formy i widziałem postęp, chociaż nie doszedł do tego miejsca z dyspozycją, w którym był rok temu po sezonie we Włoszech. Pracował naprawdę ciężko jak diabli.
Libero kadry siatkarzy o narzekających ekspertach. „Nie wiedzą, co się dzieje w drużynie” [WIDEO]
– Bednorz konkurował o miejsce z Kamilem Semeniukiem?
– Nie powiedziałbym, że wybór ograniczał się tylko do tej dwójki. Semeniuk rozegrał nie tylko świetny sezon, ale bardzo dobre mecze w Rimini. W moich oczach absolutnie zasłużył na nominację olimpijską. Jednak do końca zastanawialiśmy się jakie rozwiązanie będzie optymalne. Chodzi zawsze o to, by stworzyć kompletną i uzupełniającą się drużynę.
– Bednorz i Maciej Muzaj mieli ciężki i nieudany sezon w Rosji. To najbardziej zaważyło na ich obecnej sytuacji?
– Pewne rzeczy są czytelne. W tej chwili mam w składzie na igrzyska czterech siatkarzy Zaksy Kędzierzyn, a jeśli pojedzie Zatorski, będzie pięciu. To pokazuje jak sezon klubowy wpłynął na wybory kadrowe. Zawodnicy, za którymi jest nieudany rok w klubach, mieli o wiele więcej problemów. Nie jest łatwo wrócić do formy. Jest rzeczą absolutnie oczywistą, że Bednorz z ubiegłego roku a Bednorz z tego to inni gracze. Ciężkie chwile w Rosji odcisnęły piętno, a przecież cały jego klub miał kłopoty. Wtedy siatkarz też dostaje rykoszetem i cierpi.
– Zagracie jeszcze dwa mecze w Lidze Narodów, z których pierwszym będzie półfinał z waszą zmorą, Słowenią. To dobry moment na rewanż?
– Z całą pozostałą trójką z finałowej fazy przegraliśmy tutaj mecze, więc można mówić o chęci zrewanżowania się każdej z drużyn. W meczu z Francją było widać, że wreszcie rywal się nam postawił twardo, po serii łatwych spotkań, jakie rozegraliśmy w poprzednich kolejkach. I właśnie czegoś takiego było nam potrzeba: ciężkich konfrontacji. I wciąż na takie czekamy w dwóch ostatnich dniach. Nie ma znaczenia, przeciwko komu zagramy. Liczy się to, żeby siatkarze po drugiej stronie przycisnęli nas do ściany, byśmy dobrze zobaczyli, z czym mamy jeszcze problemy.