„Super Express”: - Przyjechał pan do Polski, by ogłosić wyczekiwaną nowinę dotyczącą Roberta Kubicy? Kibice liczą na dobre wieści w sprawie jego powrotu do F1.
Nico Rosberg: - To jeszcze nie ten moment, ale jestem w Polsce, żeby pokazać, że go wspieram i że pracujemy nad tym, by znowu jeździł w F1. Trzeba zachować cierpliwość. Moja obecność ma być dowodem na wagę całej sprawy. Na to, jak wielką rzeczą byłoby, gdyby Robert rzeczywiście wrócił. Jestem w stu procentach przekonany, że jeśli znowu będzie się ścigał w Formule, to pokaże, na co go stać. Wiem lepiej niż ktokolwiek inny, że jeździ na poziomie Lewisa Hamiltona. Znamy się od 20 lat, wiem co mówię. Robert i Lewis to najlepsi kierowcy, z jakimi się ścigałem.
- Pamięta pan, kiedy po raz pierwszy spotkał Kubicę?
- Miałem 12 lat, pojechałem do Włoch na mistrzostwa świata w gokartach. Zjawiłem się tam z dwoma gokartami, wielką ciężarówką, namiotem i całą ekipą. I przyjeżdża Robert: mały samochód, który ciągnie otwartą przyczepkę, a na niej jedzie jeden gokart. Przejechał tak zimą ponad tysiąc kilometrów nocą. Zdjął to autko, postawił na torze. I wygrał ze mną. To moje pierwsze wspomnienie związane z Kubicą.
- To prawda, że w czasach młodości razem z Robertem i Lewisem robiliście sobie zawody w jedzeniu pizzy na czas?
- Tak było, ale dotyczyło mnie i Lewisa. W zasadzie rywalizowaliśmy we wszystkim, w czym się dało, czasem ekstremalnie. Zdarzały się też wyścigi, kto szybciej zje pizzę. Robert raczej w nich nie brał udziału.
- Na czym polega wielka klasa Kubicy jako kierowcy?
- Zawsze powtarzam, że jest piekielnie szybki, czasami jest to wręcz niewyobrażalne. No i ma talent. Było tylko dwóch zawodników, z którymi zawsze trudno mi się rywalizowało: Robert i Lewis. To pozwoliło mi docenić jego dokonania. Szanuję także jego zaangażowanie i oddanie temu sportowi. I to, jaką stoczył walkę, by wrócić i dotrzeć do momentu, w którym z sukcesem testował ponownie bolid Formuły 1.
- Czyli nie ma pan cienia wątpliwości, że Kubica może znowu jeździć w F1 i nie będzie miał ograniczeń fizycznych, technicznych czy jakichkolwiek innych?
- Dlatego tu siedzę przed panem. Jestem pewien, że może to zrobić. Wiem, że może.
- Jak wyglądają pana codzienne obowiązki jako menedżera Roberta?
- Pobyt w Polsce jest jednym z nich. To ważne, by Robert miał wsparcie ze swojego kraju. Spotykam się oczywiście z przedstawicielami różnych teamów, szukając optymalnego rozwiązania. Mam wiele roboty, to nie jest zwykła praca za biurkiem.
- Jak pan ocenia szanse, że zobaczymy Roberta w F1 w przyszłym sezonie albo w niedalekiej przyszłości?
- Mówienie o szansach nie byłoby właściwe z mojej strony. Powtarzam: nie byłoby mnie w tym miejscu, gdybym sądził, że nie ma szans. Widzę sporo możliwości. Wiem, że kibice i dziennikarze są niecierpliwi, ale zachowajcie spokój. To się zwykle opłaca.
- Śledził pan dokładnie wyniki testów Roberta?
- Oczywiście. Przebiegły bardzo dobrze. Pokazał wszystkim, że na trudnym torze w trudnych warunkach jest w stanie wykonać świetną pracę. To był bardzo czytelny przekaz.
- Musi odbyć kolejne sprawdziany, żeby przekonać do siebie potencjalnych pracodawców?
- Kiedy jest się tak utalentowanym kierowcą jak Robert, nie jest to niezbędne. Czy gdyby Mozart przestał komponować przez parę lat, to po przerwie nie wiedziałby jak stworzyć arcydzieło?
- Zaskoczyło pana jak wielu ludzi kibicuje w Polsce Robertowi?
- Widzę to i czuję na każdym kroku. Nie jestem tym zaskoczony. To cudowne, że fani wspierają go gorąco i tak bardzo chcą, żeby wrócił. On tego potrzebuje. Każdy team, który może być nim zainteresowany, widzi, że zawodnik ma za sobą cały kraj. Stanowi to atut i dodatkową wartość kierowcy.
- Kiedy ogłosił pan, że kończy karierę w F1 tuż po zdobyciu mistrzostwa świata, wywołało to niedowierzanie. Spodziewał się pan, że decyzja spowoduje taki szok?
- Nie zastanawiałem się nad tym wtedy, sam byłem w szoku. To była wielka zmiana i duży krok w inną stronę, ale z mojej perspektywy było to właściwe posunięcie. Rozumiem, że wielu kibiców chciałoby mnie ponownie oglądać na torze, ale wolałem cieszyć się tym, co osiągnąłem i wieloma wspaniałymi latami niż czuć rozczarowanie, że nie wywalczyłem jeszcze więcej.
- Powiedział pan „dość”, bo wyrzeczenia były zbyt wielkie?
- To jeden z głównych powodów. Jeśli chcesz odnieść sukces w jakimkolwiek sporcie, musisz mu poświęcić całe życie. Dotyczy to nie tylko kierowców, tak samo piłkarzy czy innych sportowców. Musisz trenować dzień w dzień, nie możesz sobie wyskoczyć na imprezę, musisz być mentalnie twardy, odżywiać się właściwie, być stuprocentowo ukierunkowanym na to, co robisz. I to jedynie słuszna droga. Ja właśnie tak podchodziłem do Formuły 1. Na sto procent.
- Kiedyś mówił pan o takim detalu jak zrzucenie kilograma wagi i jak istotne ma to przełożenie na wyniki.
- Jeden kilogram w dół to trzy setne sekundy mniej na okrążeniu. Miałem taką sytuację, że przestałem ćwiczyć na rowerze tylko po to, by zmniejszyć masę mięśniową nóg i stracić kilogram. Potem w Japonii wywalczyłem pole position dwie setne przed rywalem. Niezłe, co? To tak jak u Adama Małysza. Kiedy był lżejszy, latał dalej.
- Skąd pan zna Małysza?
- Uwielbiam skoki narciarskie, jestem fanem tego sportu. Pamiętam jak walczyli ze Svenem Hannawaldem, pasjonowałem się tym.
- To chyba Robert powiedział kiedyś coś w stylu: „Jeśli chcesz mieć przyjaciela w Formule 1, kup sobie psa”...
- Znany cytat i coś w nim jest. F1 to jak basen pełen rekinów. Niełatwo nawiązać przyjaźnie, bo każdy myśli o własnym sukcesie i zdobyciu przewagi nad konkurentami. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że dużo prościej jest w sytuacji, w której nie jest się już czynnym kierowcą. To między innymi dlatego współpraca z Kubicą jest dla mnie łatwiejsza. Nie brakuje mi Formuły, chociaż pewnie, że dla frajdy chciałbym wsiąść do tegorocznego bolidu i zrobić kilka kółek. Życie poza F1 ma wiele innych smaków. No i teraz pracuję z Robertem, a to dla mnie naprawdę wielkie wyzwanie.
Zobacz: Williams oficjalnie potwierdził zainteresowanie Robertem Kubicą!
Przeczytaj: Potencjalny pracodawca Roberta Kubicy pomaga noworodkom!
Sprawdź: Powrót Roberta Kubicy do F1 możliwy dzięki polskiej firmie paliwowej?