Na portalu Onet.pl pisze duby smalone, jak to Andrzej Gołota (47 l.) ustawił do spółki z mafią walkę w Atlantic City z Michaelem Grantem (41 l.). Na tym biznesie polscy gangsterzy mieli rzekomo zarobić 7 mln dolarów.
Według "Masy" za całą operacją stać miał szef pruszkowskiej mafii Andrzej "Pershing" Kolikowski, przyjaciel Andrzeja Gołoty. Zgadza się tylko to, że "Pershing" był kumplem Gołoty, poza tym pełno w opowieści "Masy" bzdur.
Przeczytaj: Walka stulecia: Mayweather rozbił Pacquiao. Amerykanin dalej niepokonany
Tak się składa, że byłem wtedy z Jurkiem Kulejem w Atlantic City, rozmawiałem jako ostatni dziennikarz z "Pershingiem", widziałem szczegóły, których "Masa", siedząc w Warszawie i oglądając walkę w telewizji, nie mógł wiedzieć. Ale po kolei.
Bzdura za bzdurą
"Masa" twierdzi, że faworytem walki był Gołota. Pierwsza bzdura. Łatwo sprawdzić, że faworytem był niepokonany wówczas Grant (30-0). Najpierw przyjmowano na niego zakłady w wysokości 8:1, im bliżej walki, tym notowania na Granta spadały, ale nigdy nie zeszły poniżej 4:1. Jaki więc sens miałoby stawianie wielkich pieniędzy ("Masa" mówi o 3 mln dolarów) na porażkę Gołoty? Żaden. Zarobek byłby godny, ale stawiając na wygraną Gołoty.
Zobacz: Mariola Gołota broni męża i wyśmiewa byłego członka mafii: Ten bandyta, tchórz i konfident kłamie!
W przeddzień walki siedzieliśmy z Jurkiem Kulejem w hotelu Trump Taj Mahal. Nalaliśmy sobie whisky, gawędziliśmy. Około 9 wieczorem pukanie do drzwi. To był Ziggy Rozalski i Kolikowski. Ziggy przedstawił mnie "Pershingowi" (Jurek wcześniej go znał), zaproponowałem drinka. "Pershing" poprosił o niegazowaną wodę. My: Jurek, Ziggy i ja, sączyliśmy whisky.
Początkowo "Pershing" wydawał się spięty, niewiele mówił. Potem się jednak rozgadał, wspomniał nawet o kompleksach, które miał: łysina oraz słaby wzrok i konieczność noszenia okularów. "Ale ze wzrokiem już wszystko w porządku, Andrzej (Gołota) załatwił mi w Ameryce operację u dobrego specjalisty. Został mi tylko problem z łysiną" - wyznał. Gdy zdziwiony zapytałem, dlaczego nie zrobi sobie przeszczepu włosów, odpowiedział: "Bo to bardzo bolesne". Gdy zastrzelili go w Zakopanem, przypomniały mi się te słowa. Strzał w głowę i... nie bolało.
Zagadka owinięta w enigmę
Pytałem "Pershinga", czy stawia na Gołotę. "70 tysięcy dolarów. Ale nie w Atlantic City, lecz w Las Vegas, bo tam był lepszy kurs na Andrzeja, wysłałem tam swojego człowieka z kasą" - zdradził.
Podczas walki 20 listopada 1999 r. siedzieliśmy z Jurkiem Kulejem tuż obok ringu w Taj Mahal. Strasznie się emocjonowaliśmy, gdy w pierwszej rundzie Gołota dwa razy rzucił Granta na deski, był bliski wygranej przed czasem. Kątem oka widziałem, jak "Pershing" skakał z radości (chyba powinien się smucić, jeśli postawił, jak twierdzi "Masa", wielkie pieniądze na wygraną Granta). Potem jeszcze kilka razy amerykański gladiator bujał się po ciosach Gołoty, ale jakoś dotrwał do 10. rundy, w której to on posłał Andrzeja na deski. I wtedy nastąpiło coś, czego nikt, oprócz Gołoty, nie potrafi wyjaśnić. Andrzej nie chciał kontynuować walki, tak samo jak wcześniej w starciach z Bowe'em czy potem z Tysonem. Potwierdziło się, że Gołota to zagadka owinięta w enigmę.
Gdy po walce szliśmy z Jurkiem Kulejem do Gołoty, dołączył do nas Kolikowski. Trzymał bukiet 10 czerwonych róż, był wściekły (nic dziwnego, bo gdyby Gołota wygrał, zarobiłby blisko 300 tysięcy dolarów), zorientował się, że nie ma sensu wręczać Andrzejowi bukietu i zdenerwowany złamał róże gołymi rękami i wyrzucił.
W tym, co plecie "Masa" o walce Gołota - Grant, właściwie nic się nie zgadza ("Pershing" nie mógł też zagrać pieniędzmi Gołoty u buka w Bronksie, bo w Bronksie zakłady bukmacherskie są zabronione). Widzę tylko jedno wytłumaczenie banialuków mitomana "Masy". 6 maja ma się ukazać książka napisana przez Jarosława S. i Artura Górskiego "Masa o porachunkach polskiej mafii" i potrzebna jest reklama.