Ugonoh to w Nowej Zelandii prawdziwa gwiazda. Rozpoznawany, lubiany i ceniony - to ostatnie chyba najważniejsze. Polski pięściarz zasłużył jednak na podobne honory. Vicente Sandez był jego trzecim kolejnym nokautem i piętnastym wygranym pojedynkiem w karierze. Tyle się wspomina o możliwościach Artura Szpilki, rzuca się kontekście walk o pasy mistrzowskie innych naszych pięściarzy, a jakoś zapominamy o Polaku z nigeryjskim paszportem.
Ugonoh znowu znokautował rywala
Walka z Sandezem trwała zaledwie minutę. Meksykanin wyglądał, jakby kilka minut przed walką machnął sobie jeszcze taco, zapił piwem i dopiero wszedł do ringu. Gdyby nie sprytnie nałożone portki, jego tusza dosłownie zalałaby ring. W porównaniu z wytrenowanym Ugonohem, przypominał raczej karykaturę pięściarza. Trudno w ogóle stwierdzić, jakim cudem podobny gość dostał szansę walki z Polakiem, ale widocznie show musi trwać, a nokauty biało-czerwonego zabijaki robią wrażenie.
Tomasz Adamek - Deontay Wilder: Polak wyśmiał ofertę walki o pas mistrzowski
Kilka ciosów, poznawania rywala, a później kombinacja i potężny prawy prosty. Sandez jak stał, jak padł na ziemię, a komunikacja z nim stała się utrudniona. Sędzia próbował przedłużyć walkę, ale Meksykanin przypominał raczej ofiarę wypadku kolejowego, aniżeli zawodowego pięściarza.
Zobaczcie sami: