Deontay Wilder podpisał pierwszy bokserski kontrakt dla swojej córki. Narodziła się ona, kiedy Amerykanin był jeszcze niepełnoletni i od urodzenia boryka się z problemami z kręgosłupem. Jej leczenie było bardzo kosztowne, a Wilder potrzebował szybkiego źródła dochodu. W 2008 roku zdobył brązowym medal igrzysk olimpijskich w Pekinie. Siedem lat później pokonał jednogłośnie na punkty Bermane'a Stiverne'a i został mistrzem świata organizacji WBC w wadze ciężkiej. Tytuł obronił już pięć razy. W 2016 roku dokonał tego, posyłając na deski Artura Szpilkę. Kilka miesięcy później miał skrzyżować rękawice z Aleksandrem Powietkinem, ale w organiźmie Rosjanina znaleziono substancje niedozwolone i do pojedynku nie doszło.
Po raz szósty Wilder miał bronić pasa w walce z Luisem Ortizem. Pod koniec września okazało się, że Kubańczyk nie przeszedł testów na obecność substancji dopingujących. Nie został więc dopuszczony do ringu, a jego miejsce zajął Stiverne, który przed dwoma laty przegrał z Wilderem. 32-letni mistrz żalił się mediom, że chciałby udowodnić swoją dominację w kategorii ciężkiej, ale nie ma do tego okazji. Według mistrza najlepsi pięściarze nie chcą z nim walczyć i uciekają przed nim. - Pojedynki z Powietkinem i Ortizem zostały odwołane, bo oni ze strachu brali doping. Jeśli przegram w listopadzie, to boks przestanie dla mnie istnieć. Przejdę do MMA lub gdzie indzie - postanowił "The Bronze Bomber".
PRZECZYTAJ: Tragedia w ringu. Młody bokser zmarł po ciosie
SPRAWDŹ: Supersparing Macieja Sulęckiego w "Super Expressie"
ZOBACZ: Powrót Andrzeja Gołoty do ringu
