"Super Express": - Jak smakuje zwycięstwo w tak ważnej walce?
Albert Sosnowski: - Jeszcze to do mnie do końca nie dotarło. Czytam SMS-y z gratulacjami i nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Strasznie się cieszę, lata ciężkich treningów i pracy przynoszą efekty.
- I to w chwili, kiedy wielu przestało w ciebie wierzyć, po porażce z Zurim Lawrence'em...
- Rzeczywiście. Po tamtej walce ponad rok temu pojawiła się jednak propozycja walki z Dannym Williamsem, pogromcą Mike'a Tysona. Do pojedynku były tylko dwa tygodnie, ale się zdecydowałem. Powiedziałem sobie: jak nie teraz, to kiedy?! Czas wyjść spod parasola ochronnego. Pojechałem i posłałem go na deski. Tak zaczęło się moje drugie życie jako boksera.
- Przyszło ci wtedy do głowy, że rok później będziesz mistrzem Europy?
- Nie myślałem o tym, skupiałem się tylko na tym, żeby jak najlepiej przygotować się do kolejnych walk. Teraz jestem dużo lepszym bokserem niż jeszcze rok temu. I wciąż się poprawiam.
- Skąd ta zmiana?
- Mam nowego trenera, Jacka Dąbrowskiego. Poza tym, wreszcie uwierzyłem w siebie, złapałem wiatr w żagle. Po trzech ostatnich walkach już wiem, że stać mnie naprawdę na dużo.
- Na jak dużo? Na mistrzostwo świata?
- Nie wiem. Nie lubię bokserów, którzy się przechwalają, nie będę składał żadnych deklaracji. Ale czuję, że mogę pokonać prawie każdego. Jeszcze pokażę wszystkim niedowiarkom, że "Smok" jest naprawdę groźny.
- Kto następnym rywalem?
- Wszystko wskazuje na to, że Audley Harrison, angielski mistrz olimpijski z Sydney. To idealny rywal, bo wygrana nad nim otworzy mi drogę do naprawdę wielkich walk i wielkich pieniędzy.
- Ale najpierw trzeba go pokonać...
- O to jestem spokojny. Nareszcie wszystko zaczęło się układać tak jak należy. Wywalczyłem tytuł, o którym niedawno jeszcze nawet nie marzyłem, poza ringiem też jest super, bo mam wspaniałą dziewczynę.
- To z nią spędzisz sylwestra?
- Pewnie. Jedziemy z przyjaciółmi do Czech, muszę odpocząć i wyszaleć się po miesiącach ciężkich przygotowań i ciężkiej 12-rundowej walce. A potem wracam do treningów. W końcu jestem mistrzem Europy, a to zobowiązuje!