Kolejne lata mijają, a Mariusz Pudzianowski wciąż jest na sportowej scenie i wciąż na najwyższym poziomie. Przed laty jako strongman nie miał sobie równych. Wygrywał zawody za zawodami, a jego szafa z trofeami powiększała się o kolejne medale i puchary. W pewnym momencie zdecydował się na zmianę dyscypliny i postawił na mieszane sztuki walki.
Horror rozegrał się na oczach Marcina Najmana. Zawodnik rzucił się na pomoc, dramatyczna relacja
Pudzianowski o rodzicach. Ujawnił, ile dostają emerytury
W tych również radzi sobie znakomicie. W KSW, a więc największej polskiej federacji MMA, jest największą gwiazdą i ma za sobą mnóstwo wygranych lat. 45-latek wciąż nie ma dość i nie zamierza kończyć kariery. Co więcej, Pudzianowski odbiega od stereotypu "typowego sportowca", bo jego życie kręci się również wokół wielu biznesów.
Mistrz ma m.in. firmę transportową, salę weselną, czy sad. Pudzianowski wielokrotnie podkreślał, że żadnej pracy się nie boi i potwierdza to na co dzień. W rozmowie na kanale "Biznes Misja" opowiedział, co go motywowało do tak wytężonej pracy. Przyznał również, że w jego domu się nie przelewało, ale nigdy niczego mu nie brakowało.
- Dzisiaj się nieco śmieje z tego, ale moich rodziców nie było stać na to, aby puścić mnie na kolonie gdzieś zagranicę. Ojciec pracował w PGR jako kierowca traktora, mama w służbie zdrowia i dzisiaj mają po 1500 złotych tej emerytury. A wtedy mieli tylą wypłatę i kawałek działeczki. Nie pochodzili z zamożnej rodziny. Na wszystko musieli zapracować. Ja nigdy głodny nie chodziłem, brudny nie byłem, spodnie miałem, ciepło w domu. To mi wystarczyło. I zawsze myślałem, że nigdy nie mogę pozwolić sobie na to, aby moje dziecko kiedyś przyszło do mnie, chciało na spodnie, a ja mówię, że nie dam w tym miesiącu, a dopiero za miesiąc, jak wypłata będzie - powiedział Pudzianowski.