Do czasów Adama Małysza polscy fani skoków narciarskich żyli przede wszystkim sukcesami Wojciecha Fortuny, który w 1972 roku na igrzyskach w Sapporo wywalczył złoty medal. Mijały kolejne lata, a biało-czerwonych skoczków na próżno było szukać w czołówkach wszelkich zestawień. Zmienił to właśnie Małysz. "Orzeł z Wisły" na wiele lat zdominował rywalizację.
Kamil Stoch nie wytrzymuje z zachwytu na myśl o niej. Mówi wprost: "Cudowna!"
Adam Małysz uniknął śmierci. Straszna historia ujrzała światło dzienne
Marsz po miejsce w historii zaczął w sezonie 2000/01 kiedy to najpierw wygrał Turniej Czterech Skoczni, a następnie sięgnął po Kryształową Kulę za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Wówczas rozpoczęła się również Małyszomania, która tak naprawdę trwa po dziś dzień. Bo obok takiej postaci jak Małysz nie da się przejść obojętnie.
Z okazji 20. rocznicy sukcesu Małysza Red Bull, a więc firma od lat związana z byłym zawodnikiem, postanowiła przygotować szereg materiałów związanych z "Orłem z Wisły". W jednym z artykułów dowiadujemy się ważnych szczegółów z pierwszych lat życia utytułowanego zawodnika. Wśród nich jest historia mrożąca krew w żyłach.
Mało znana historia Małysza wyszła na jaw. Tragedia była blisko
Chodzi dokładnie o rok 1978. Pewnego razu, gdy mama reprezentanta Polski, Ewa, rozwieszała pranie, w stuletnim domu w Wiśle nagle zaczęły odpadać kawałki stropu. Gdy Ewa Małysz wbiegła do pomieszczenia, zobaczyła że wózek jej kilkumiesięcznego syna został przygnieciony przez spadający strop. Na szczęście Małysza w wózku nie było.
- Mogłoby mnie tu już nie być. Na szczęście chwile wcześniej babcia przeniosła mnie do drugiego pokoju - wyjawił Małysz. Ciężko wyobrazić sobie, co mogła czuć mama byłego skoczka, gdy zastała widok zasypanego wózka. Całe szczęście los i opatrzność sprzyjała przyszłej legendzie skoków.