– Po to właśnie chyba trenujecie ten sport. Dla takich chwil…
– Powiem tak: miałem swój plan. By treningi odbyć spokojnie, kwalifikacje spokojnie. Po „kwali” się troszkę zdenerwowałem. Zrobiłem swoją taką „decydującą robotę” do tych zawodów i to był w sumie mój dzień, ale po pierwszej serii pomyślałem: no chyba zostanie tylko rywalizacja na dużej skoczni… Wszystko to jeszcze było we mnie siedział i zrobiłem „swoją robotę” w drugiej serii. I odleciałem…
– Widzieliśmy łzy…
– Ciężko to opisać. Przygotowałem swój organizm na „full gaz”, że już po serii próbnej chciało mi się płakać. Organizm jest na „full”, tyle ile może, a potem są u mnie takie słupki. Raz góra, raz dół. Teraz jak chwilę siądę, to pewnie zasnę. Myślę, że jeszcze nie na to czas. Noc jest długa… Aj tam mikst! W Oberstdorfie dwa lata temu powiedziałem sobie, że nie będę popełniał tego błędu, ale chyba go popełnię!
– Czasem zastanawiamy się, jak wejść do twojego świata?
– Ciężko do niego wejść! Już po kwalifikacjach wydawało się, że można, a potem sam robiłem drastyczne metody i sposoby na koncentrację. Nie będę mówił może…
– Musisz powiedzieć!
– Na gitarze dużo gram. Już nie mogę, a gram! Potem dostaję takiego kopa, jak bym sobie dwa piwa wypił, ale później jest taki wzrost energetyczny. Czuję się, że nic nie ma dookoła mnie. Ja jestem i nic innego mnie nie interesuje. Wczoraj chyba do dwunastej grałem, potem się zdrzemnąłem i dalej grałem! Nic z tego już nie lubię, bo mnie palce bolą od grania.
– Złość sportowa w tobie narastała?
– Na turnieju w Oberstdorfie poszedłem „full gaz” i potem brakowało. To jest tak, że ciężko było. Organizm przecież potrzebuje odpoczynku. A zwłaszcza, gdy teraz się wszystkim wykrzyczę. Po prostu tak mam, taki mam stan emocjonalny, że się drę. Wiem, że trzeba oszczędzać energię, ale po co – idę pełen ogień i tyle. Nie umiem się zatrzymać, bo jestem rozpędzony. W tym Oberstdorfie byłem w podobnym stanie. Miałem spadek, robiłem co mogłem, ale odpocząłem dopiero po PŚ w Lake Placid. Potrzebowałem tydzień, by w pełni odpocząć i uroił mi się w głowie plan, dlaczego nie wygrać znowu?
– Kiedy były pierwsze myśli, że medal jest w zasięgu, a potem złoto jest w zasięgu?
– To wszystko w ogóle do mnie nie docierało. Ja zrobiłem swoje, swoją stuprocentową robotę i z tego miałem zastrzyk adrenaliny. Było mi wszystko jedno! Patrzę, że jeden skoczył krócej, potem drugi. Patrzę, że mam medal – jak to możliwe! A potem mówią, że wygrałem. No nie… Potem odcięło mnie całkiem.
– Wcześniej tylko Adam Małysz obronił tytuł na skoczni normalnej. Były gratulacje?
– Tak, tak… Gratulował, ale jak to możliwe? Nie wiedziałem, że się w ogóle da obronić tytuł.
– Nikt trzy razy z rzędu nie wygrał na normalnej skoczni w MŚ…
– No widzisz, kurde, muszę jeszcze dwa lata skakać. Energii mam, dobrze nią dysponuje i udaje mi się z nią trafiać w fajne momenty. To dla mnie najważniejsze.
Legendarny wyczyn Piotra Żyły. Wskoczył w buty Adama Małysza, polska dominacja
– Czułeś, że to twój dzień?
– Jak już przyjechaliśmy na skocznię, to czułem się dobrze. Czułem ogromną energię w sobie, ale spokój. Taki stan, jaki czasem udaje mi się wypracować. Potem kosztuje mnie to energii, ale w trakcie konkursu się tym nie przejmuje. Po tej serii próbnej czułem, że mogę powalczyć znowu o zwycięstwo, ale po pierwszej serii się plan posypał, po drugiej znowu wrócił!
– Ten pierwszy skok był bardzo dobry, ale chyba w ostatniej fazie zabrakło powietrza?
– Były tam delikatne błędy, trochę ten skok pamiętam. Myślę, że patrząc na te warunki, to skok był dobry. Nie był to „picuś glancuś”, ale nie miałem dużo straty. Nawet do tego pierwszego.
– Rewolucja w kadrze i zmiana trenera okazała się słuszna.
– Potrzebowaliśmy tej nowej energii. Nowej motywacji. Mamy nowe cele i chęci do pracy, ale po gorszym sezonie zazwyczaj tak jest, że każdy jest bardziej zmotywowany
Piotr Żyła cały we łzach po obronie mistrzostwa świata. „Sam nie wiem, jak to zrobiłem”
Pytał i notował Michał Skiba