To on finansował rozwój Isi i Uli na początku ich sportowej drogi. Kiedy rodzinie Radwańskich po powrocie z Niemiec skończyły się pieniądze na wyjazdy, treningi i tenisowy sprzęt, przygarnął ich do swojego mieszkania, a potem sprzedawał obrazy z prywatnej kolekcji.
- Można powiedzieć, że byłem ich pierwszym sponsorem - opowiadał "Super Expressowi", gdy odwiedziliśmy go w Krakowie. - Kiedy już nie było innych pomysłów, skąd wziąć pieniądze, trzasnąłem pięścią w stół. Zdjąłem ze ściany jeden z obrazów i sprzedałem. Wystarczyło na jakiś czas. Potem trzeba było sprzedać kolejne. A niektóre to były pozycje galeryjne warte kilkadziesiąt tysięcy złotych. Trzeba było sprzedawać z dnia na dzień, oczywiście po zaniżonych cenach.
Przeczytaj koniecznie: Paweł Fajdek mistrzem świata w rzucie młotem! Pierwszy medal Polski w Moskwie
Ukochany dziadek Władysław, były hokeista Cracovii, a potem ceniony nauczyciel WF-u, poświęcał się dla wnuczek także w inny sposób. Każde wakacje spędzał na sportowych obozach dla młodzieży. - Czasem byłem na 4-5 obozach w ciągu lata. Robiłem to dla dziewczyn: każdy obóz to były pieniądze na jeszcze jeden wyjazd i turniej - opowiadał. - Dziadkowie są przecież od tego, żeby pomagać. Ja mam przede wszystkim ogromną satysfakcję, że w chałupniczych warunkach wychowały się dwie przyszłe gwiazdy tenisa. Czekam na dzień, kiedy spotkają się w finale Wimbledonu.
Smutna wiadomość zastała Agnieszkę i Ulę w USA, gdzie przygotowują się do rozpoczynającego się 26 sierpnia US Open. Redakcja "Super Expressu" składa naszym tenisistkom i całej rodzinie Radwańskich wyrazy najserdeczniejszego współczucia.