„Super Express”: - Choć od prawie 40 lat mieszka pan poza Polską, mecze Biało-Czerwonych wciąż wywołują u pana emocje?
Waldemar Matysik: - Oczywiście! Spotkanie Polska – Holandia oglądałem w towarzystwie córki, zięcia – który jest fanem mistrza Niemiec, Bayeru Leverkusen – i wnuka Toma. Ma sześć lat. Specjalnie na te mistrzostwa sprawiłem mu strój reprezentacji Polski. Siedział w koszulce z orzełkiem, cieszył się razem ze mną z gola dla naszych, i smucił po porażce.
- Wie już, że dziadek do medalista mistrzostw świata?
- Wie. Czasem oglądamy puchary, które stoją u mnie w pokoju. A potem kopiemy sobie piłki, których też trochę mam, zebranych przy różnych okazjach. Lewą nogą całkiem mocno już potrafi uderzyć!
- OK, przejdźmy do EURO. Jak wyglądał mecz Polska – Holandia oglądany w niemieckiej telewizji?
- Nikt nam nie dawał przed tym meczem szans. A chłopaki walczyli, dali z siebie wszystko pod względem fizycznym, taktycznym. Podobało mi się to, podobała mi się ich odwaga we wchodzeniu w pojedynki „jeden na jeden”.
- Porażka boli?
- Boli. Były fragmenty, w których przyciskaliśmy Holendrów. Nawet po stracie bramki na 1:2 mieliśmy jeszcze okazje na wyrównanie. No cóż, oni mają znakomity „bank rezerw”. Wszedł Jeremie Frimpong, który został mistrzem Niemiec z Bayerem, wszedł Wout Weghorst i strzelił nam bramkę...
- Mówi pan o atutach rywali. A jak pan ocenił naszych?
- Po fatalnym minionym roku, tym razem miałem wrażenie, że znów jesteśmy drużyną. Że polski trener odbudował w niej atmosferę. Że jest zaangażowanie w walkę fizyczną. I że jest pomysł na taktykę. Zagraliśmy odważnie, z ryzykiem, z wysokim pressingiem, szybką zmianą stron w grze. Słowem – tak jak za naszych czasów na mundialu w Hiszpanii (śmiech). A mówiąc poważnie: parę miesięcy temu na łamach „Super Expressu” prosiłem chłopaków: „Nie przynieście mi wstydu”. I nie przynieśli. Dziś z podniesioną głową wychodzę na ulicę i z niemieckimi sąsiadami rozmawiam o naszej reprezentacji. A oni mi mówią i piszą w SMS: „Trzymamy kciuk”. To przyjemne. Przyjemny był też komentarz Lothara Matthauesa, który komentował nasz mecz w RTL.
- Chwalił nas?
- Bardzo. Chyba na początku był trochę zaskoczony tym, co widzi. Ale potem wyrażał się wyłącznie dobrze o Biało-Czerwonych. Szczególnie zachwycony – zresztą ja też! - był Nicolą Zalewskim; tym, jak odważnie wchodzi w drybling, jak czyta grę.
- Przed nami mecz z Austriakami, o „być albo nie być” w dalszej fazie EURO. Pańskie prognozy?
- Na pewno musimy być gotowi na wielką intensywność tego spotkania, bo Austriacy ją pokazali w grze z Francuzami. Taki Laimer czy Sabitzer dziś potrafią zagrać dwa mecze z rzędu, taką mają moc. W ciemno ufają trenerowi Ralfowi Rangnickowi, zresztą spora grupa jego podopiecznych pracowała z nim w klubach i doświadczyła pozytywnych efektów jego wskazówek.
- Klucz do ewentualnej naszej wygranej?
- Koncentracja. Unikanie takich błędów, jaki przydarzył się Zalewskiemu przy wyrównującej bramce Holendrów. A Austriacy na pewno nas przycisną. Francuzów potrafili momentami atakować w sześciu na ich połowie. Ale to też jest szansa dla nas.
- Mianowicie?
- Mamy na skrzydle Zalewskiego, mamy w przodzie Lewandowskiego. Dobre, długie mądre podanie prostopadłe – na przykład od obrońców – pozwalające minąć tę zagęszczoną strefę austriackiego pressingu, mogłoby być naszą groźną bronią.
- A propos Roberta Lewandowskiego: pan by go wystawił na Austriaków po tej kontuzji?
- Jeśli będzie w pełni zdrów, to tak. Jest kapitanem, jego obecność dodaje pewności innym zawodnikom. A rywali zmusza do tego, by mieli na niego oko.
Niespodziewany gość na treningu Biało-Czerwonych. Tego osiągnięcia dzisiejsi kadrowicze mogą mu pozazdrościć
- Ale wtedy trzeba by posadzić na ławkę Adama Buksę, któremu przecież trudno po Holandii cokolwiek zarzucić!
- A dlaczego? Ja bym docenił Buksę – jego zaangażowanie, waleczność, no i bramkę – w tamtym spotkaniu i zagrał na dwójkę napastników: „Lewy” i on. To zwiększa nam dwukrotnie szansę wygrania walki o takie długie prostopadłe podanie, o jakim wspominałem wcześniej.
- Wierzy pan w dobry wynik?
- Oczywiście. Dzięki specjalnemu kodowi udostępnionemu przez PZPN, udało mi się kupić bilety na mecz Polska – Francja, Wybieram się z synem do Dortmundu i mam nadzieję, że zobaczę awans naszych do dalszej fazy EURO!
Listen on Spreaker.