Bryant leciał na mecz swojej 13-letniej córki Gianny. Ona niestety także siedziała feralnego dnia w maszynie, która roztrzaskała się o zbocze wzniesienia. Stwierdzenie, że po tragedii jedynie sportowy świat pogrążył się w żałobie, byłoby uproszczeniem. Bryant bowiem był rozpoznawalną globalnie supergwiazdą i celebrytą, a nie „tylko” 5-krotnym mistrzem zawodowej koszykarskiej ligi NBA i ikoną basketu na całym globie. Po zakończeniu kariery został biznesmenem, producentem filmowym (zdobył nawet Oscara), postacią rozwijającą wiele talentów pozasportowych. I opiekunem oraz najwierniejszym kibicem jednej z trzech córek, która była obiecującą koszykarką.
Ameryka pogrążona w żałobie. Nie żyje legenda NBA, ostatnie lata spędził w domu opieki
Jak doszło do tragicznych wydarzeń w ten mglisty styczniowy poranek w Kalifornii? Wyjaśnił to raport Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), która zajmuje się badaniem katastrof lotniczych. Został zaprezentowany rok po wszczęciu śledztwa. Szybko zresztą, jeszcze nieoficjalnie krótko po wypadku, wykluczono awarię techniczną, od razu pod lupą znalazły się działania pilota śmigłowca jako najbardziej prawdopodobna przyczyna dramatu.
Badanie katastrofy było nieco trudniejsze z tego względu, że helikopter nie był wyposażony w „czarną skrzynkę” rejestrującą parametry lotu – takiego wymogu nie było bowiem w przepisach dotyczących tego rodzaju statków powietrznych.
PRZERAŻAJĄCY fakt o śmierci Kobe Bryanta. Oto ostatnie ROZPACZLIWE słowa pilota
Maszyna – z tego samego powodu formalnego – nie miała również systemu TAWS ostrzegającego o bliskości ziemi. Jednak specjaliści po dogłębnej analizie orzekli, że nawet gdyby alarm rozległ się w maszynie, to charakterystyka lotu w ostatniej fazie uniemożliwiłaby pilotowi właściwą reakcję. Nie zdążyłby po prostu zareagować na ostrzeżenie o bliskości terenu.
Lot Bryanta nie powinien się odbyć, pilot popełnił błędy
NTSB, nie mając do dyspozycji zapisów z systemów śmigłowca, bazowała na badaniu szczątków spalonego wraku, zapisach radarowych toru lotu, nagraniach kontaktu z wieżą oraz zeznaniach świadków.
Śmierć Kobego Bryanta przyczyni się do OGROMNEJ zmiany? Wdowa po legendzie jest NA TAK!
Jednak i to ograniczone z powodów technicznych dochodzenie pozwoliło na wyświetlenie sprawy i wskazanie, gdzie leżała wina. Uznano przede wszystkim, że ten lot w ogóle nie powinien się odbyć ze względu na złą pogodę. Pilot Ara Zobayan, do którego zresztą Bryant miał zaufanie, bo nie raz wcześniej latali wspólnie, popełnił szereg błędów.
Kluczowym było kontynuowanie tzw. lotu z widocznością (czyli w oparciu o widok z kokpitu, a nie instrumenty) w warunkach pogodowych wymagających nawigacji na podstawie przyrządów pokładowych. Wszystko to odbyło się na dodatek w maszynie niespełniającej wymogów do poruszania się we mgle.
Wpis wdowy po Kobe Bryancie rozrywa serce. Trudno powstrzymać łzy, czytając te słowa
To spowodowało, że w krytycznej fazie lotu, w niedostatecznej przejrzystości powietrza, Zobayan stracił orientację przestrzenną i – myśląc, że się wznosi – z olbrzymią prędkością wleciał w zbocze góry. Pasażerowie nie mieli szans. Roztrzaskany śmigłowiec błyskawicznie stanął w płomieniach, a zwęglone ciała ofiar identyfikowano na podstawie odcisków palców lub badań DNA. Śmierci Kobego Bryanta i pozostałych osób można było uniknąć, gdyby nie liczne zaniedbania...