Podczas 68. ORLEN Memoriału Kusocińskiego właśnie bieg pań na 400 m wywołał największe emocje wśród chorzowskiej publiczności. Nie tylko z racji multimedalistki olimpijskiej, Allyson Felix, ale właśnie z racji startu „aniołków”, które zawsze przyciągają wzrok nie tylko klasą sportową. Amerykanka znalazła zresztą pogromczynię – pokonała ją Natalia Kaczmarek, która tej wiosny jest szybka jak nigdy wcześniej w karierze! Tuż za plecami Felix finiszowała zaś Justyna Święty-Ersetic.
- Cieszę się, że wracam na właściwe tory i już – jak przed rokiem - nie zamartwiać się, czy uda się wystartować, czy znów coś przeszkodzi. Jestem spokojna, ze startu na start widać, że jest coraz szybciej – cieszyła się ambasadorka Stadionu Śląskiego, nawiązując do zmagań ze zdrowiem, toczonym w sezonie olimpijskim. Osiągnęła w Chorzowie drugi wynik w karierze, więc owo trzecie miejsce zupełnie jej nie rozczarowało. - Może i chciałabym biegać dużo szybciej w tym momencie i czuję, że stać mnie na to. Ale jestem typem zawodniczki, która potrzebuje startów, startów i jeszcze raz startów, przecierania się, oswajania się z biegami. Trener mówi, że na treningach i zawodach wyglądam dobrze i teraz potrzeba mi tylko troszkę więcej luzu. Na to jednak przyjdzie czas. Teraz trzeba jeszcze „pozasuwać”, przede mną mistrzostwa Polski – przypomina Święty-Ersetic. Po czym - by utwierdzić kibiców w przekonaniu, że jest dobrze, dodała jeszcze wpis w mediach społecznościowych: „Kolejny start za mną, jest dobrze, ciągle powolutku do przodu. Doświadczenie ciągle w grze”.
Rywalizacja na 400 m na krajowym czempionacie w Suwałkach (9-11 czerwca) zapowiada się fantastycznie. W Chorzowie na tym dystansie szybko pobiegła przecież Iga Baumgart-Witan, a Anna Kiełbasińska zaskoczyła widzów świetną dyspozycją na 100 m, gdzie bardzo wyraźnie wygrała na przykład z Krysciną Cimanouską, o której przy okazji igrzysk w Tokio pisały media na całym świecie. Koronnym dystansem Kiełbasińskiej pozostaje jednak jedno okrążenie, czego dowodem – fantastyczny wcześniejszy start w Ostrawie. Nabiegane tam 50,38 dało jej miejsce w pierwszej dziesiątce światowych tabel!
- Poziom, który reprezentują dziewczyny, to jest kosmos! – nie kryła Małgorzata Hołub-Kowalik, kolejna z uczestniczek żeńskiej srebrnej sztafety 4x400 m w Tokio (i złotej mieszanej na tym samym dystansie – startowała w półfinale). - Ja od nich w tej chwili zdecydowanie odstaję – przyznawała (52,06 w Chorzowie). Gwoli wyjaśnień dodać jednak trzeba, że do regularnych mocnych treningów wróciła dopiero kilka tygodni temu, po uporaniu się z przewlekłą kontuzją stopy. - Potrzebuję jeszcze miesiąca ciężkiej pracy, ale cały czas wierzę, że na mistrzostwa świata moc przyjdzie. Myślę, że będę w nich świetną rezerwą dla dziewczyn – dodawała Hołub-Kowalik mając nadzieję, że podczas wspomnianych mistrzostw Polski zmieści się w czołowej piątce biegu na 400 m.
Zdecydowaną faworytką tego biegu będzie oczywiście Natalia Kaczmarek, która w Chorzowie bardzo pewnie pokonała swą amerykańską idolkę. Konsekwentnie też zbliża się do magicznej granicy 50 sekund, której złamanie udało się – i to prawie pół wieku temu – tylko Irenie Szewińskiej. Kaczmarek już dziś – na 40 dni przed rozpoczęciem zmagań za oceanem – jest bardzo bojowo nastawiona do konfrontacji z Amerykankami. - Spróbuję włączyć się do walki o indywidualny medal – mówiła na Stadionie Śląskim doskonale zdając sobie sprawę, że do tego potrzebne będzie zapewne bieganie właśnie poniżej 50 sekund. A jeśli się nie uda? - Mam też wrażenie, że w sztafecie jesteśmy coraz mocniejsze, więc podejmiemy rywalizację z Amerykankami na ich ziemi. Takie cele powinniśmy mieć. Dziewczyny – Justyna, Iga, wcześniej Anka – osiągają w ostatnich dniach superwyniki. Mamy moc w sobie jako drużyna, jestem tego pewna – podsumowała siebie i koleżanki aktualna liderka europejskich tabel. To dobry prognostyk dla kibiców rodzimej lekkiej!