Czerwona kartka dla "Lewego" stała się tematem numer 1 w tej kolejce Bundesligi. Robert dostał ją za faul na Skjelbredzie w 29. minucie. Po tym zdarzeniu doszło do przepychanki sprowokowanej przez van der Vaarta (29 l.). Holenderski pomocnik HSV rzucił się na Polaka, w którego obronie stanął kapitan BVB Sebastian Kehl i odepchnął van der Vaarta. Holender teatralnie przewrócił się na murawę (dostał żółtą kartkę).
- Sędzia nie chciał dawać Lewandowskiemu czerwonej kartki. Ale odstawiłem mały teatrzyk - przyznał dziennikarzom van der Vaart - i arbiter, po naradzie z asystentami, zmienił zdanie, sięgnął po czerwony kartonik.
Lewandowski nie chciał oficjalnie komentować całego zdarzenia i krytykować arbitra. W prywatnej z "Super Expressem" zaznaczył jednak, że nie zasługiwał na czerwoną kartkę. Podobnie uważa trener BVB Juergen
Klopp. - Obaj padli na ziemię. Skjelbred natychmiast powstał, nic mu się nie stało. To niejasna historia - denerwował się Klopp.
To druga w karierze Roberta Lewandowskiego czerwona kartka. Pierwszą dostał 8 sierpnia 2007 r. gdy grał jeszcze w II-ligowym Zniczu Pruszków. W meczu z GKS Katowice (2:1) też strzelił gola w 16. minucie, a w 90. minucie musiał opuścić boisko, bo dostał drugą żółtą kartkę.