Aleksandar Prijović, Legia Warszawa

i

Autor: East News

Aleksandar Prijović: Cieszę się, że pieniądze z mojego transferu pomogą Legii

2019-01-15 22:41

Aleksandar Prijović zamienił grecki PAOK Saloniki na saudyjski Al Ittihad, co jest dobrą informacją dla Legii. Polski klub zarobi na tej transakcji ponad 800 tysięcy euro, a sam "Prijo" fortunę. Mówi się, że za 4,5 roku gry Serb dostanie od Arabów około 25 milionów euro plus bonusy. O kulisach tego transferu, powodach odejścia z PAOK i wspomnieniach z Legii rozmawialiśmy z byłym napastnikiem klubu z Ł3.

"Super Express": -Która decyzja była dla ciebie trudniejsza? Opuścić Legię dla PAOK, czy PAOK dla Al Ittihad?
Aleksandar Prijović: - Myślę, że ta druga. Odejść z PAOK do Al Ittihad. To znaczy, bardzo dobrze czułem się w obu miastach, ale skoro mam wskazać konkretnie to powiem, że odejście z Salonik. Bardzo mi przypadł do gustu grecki klimat, ludzie, mentalność, miasto. W Salonikach czułem się jak w domu. Dlatego trudniej było mi stąd odchodzić niż z Legii.

- Po tym gdy "SE" napisał, że odchodzisz do Arabii Saudyjskiej, w Salonikach rozpętało się piekło. Działacze PAOK, kibice, a nawet miejscowi dziennikarze namawiali cię do zmiany decyzji. Trudno było wytrzymać taką presję?
- Presja faktycznie była ogromna, ale rozumiem to. Ludzie bardzo mnie tu lubili, więc to naturalne, że nie chcieli mnie stracić. Ale to część tego piłkarskiego biznesu - w różnych sytuacjach pojawia się presja i trzeba sobie z nią poradzić. Nie chcę nikogo obrażać, mówić coś przeciwko komuś, nie ma takiej potrzeby. Odszedłem z PAOK-u pełen dobrych wspomnień. I niech tak pozostanie.

- Kiedy odchodziłeś z Legii, wielu kibiców było wściekłych, bo chciało, żebyś został. Teraz takie same odczucia mają kibice PAOK. O czym to świadczy?
- To prawda... Myślę, że po prostu o tym, że kibice obu klubów mnie doceniali, identyfikowali się z tym, co robię na boisku. Taki jestem, że gdy gram dla swoich, to daję z siebie wszystko, zostawiam na boisku to co potrafię, wszystko. Wiem, że wielu fanów reaguje emocjonalnie,gdy odchodzę, traktują to jako zdradę. Ja ich rozumiem... Ale zawsze pamiętam ile miłości dali mi przez wszystkie miesiące, które spędziłem w ich klubie, stawiam je wyżej niż negatywne emocje, które pojawiają się na końcu. Za kilka miesięcy nastroje się uspokoją, emocje opadną i myślę, że kibice spojrzą na sytuację z dystansem.

- Nie ma co ukrywać: ważną rolę w przejściu do Al Ittihad odegrały pieniądze...
- Myślę, że w każdym transferze pieniądze odgrywają rolę, więc w tym również. To naprawdę była trudna decyzja, bo nagle musiałem zostawić to, co budowałem przez dwa lata, nagle przerwałem sen marzenie, w którym byłem przez wiele miesięcy. Cieszyłem się z każdego dnia w Salonikach, bo tak dobrze się tam czułem. Ale nadszedł czas na zmiany. Wiadomo, że pieniądze grały tu ważną rolę, ale mój nowy klub ma wielką tradycję w tym regionie, wielką bazę kibiców, ma swoją historię, duży stadion... Cały pakiet, który zaproponowali mi Saudyjczycy był bardzo przekonujący. Myślę, że to lepszy ruch niż pójście za podobne pieniądze do Chin. Jestem zadowolony z tej decyzji. Mój cel to pomóc Al Ittihad wrócić na szczyt.

- Mówi się, że dostałeś w Al Ittihad bajeczne pieniądze. Ile razy więcej będziesz teraz zarabiał niż w Legii?
- Hahahaha. Bardzo trudne porównanie. Po prostu teraz mam wielokrotność tego, co zarabiałem w Legii. Tego się nie da nawet porównać. Ale każdy piłkarz ma różne okresy pod tym względem, stopniowo buduje karierę, a to znajduje odzwierciedlenie w coraz wyższych pensjach. Rośnie twoja rola w zespole, rosną i zarobki. To normalne. Grając wtedy w Legii, byłem na zupełnie innym etapie niż teraz.
- A nie żałujesz, że nie zagrasz w lepszej lidze? Że nie spełnisz jednego ze swoich marzeń gry w topowych rozgrywkach?
- Tak naprawdę nigdy nie wiadomo co przyniesie los. Znam wielu bardzo znanych piłkarzy, którzy trafili do Chin czy do Arabii Saudyjskiej, a potem przeszli do wielkich klubów europejskich. W dzisiejszej piłce żadne drzwi nie są zamknięte, każdy każdego obserwuje. Jeśli jesteś dobrym piłkarzem, jeśli dobrze grasz, to nie musisz się martwić. I ja się nie martwię.
- Jak podsumujesz pobyt w Salonikach? Dużo się tam działo...
- Pobyt w Salonikach to same pozytywy. Same pozytywy, poza jednym aspektem: że ukradziono nam tytuł. Ukradziono nie na boisku, a poza tym. To czarny punkt w mojej pięknej przygodzie z PAOK-iem i Grecją. Poza tym cudowne dwa lata. Na zawsze pozostaną w moim sercu i w mojej głowie.

- Przywitanie w Al Ittihad miałeś bardzo gorące, klub pokazał na swojej stronie internetowej setki kibiców biegnących za tobą z telefonami komórkowymi, żeby zrobić pierwsze zdjęcia...
- Tak. Kibice czekali na lotnisku, a samolot miał ogromne opóźnienie, ponad 4 godziny, i byłem bardzo zdziwiony, że wciąż tam na mnie czekają. Nawet wśród pracowników lotniska, na bardzo różnych szczeblach, jest mnóstwo fanów Al Ittihad. Nie wyszedłem jeszcze z budynku, a już pozowałem do 30-40 zdjęć. Słyszałem już wcześniej, że Al Ittihad ma wielką bazę kibiców, ale co innego słyszeć, a co innego poczuć to na własnej skórze. Ja miałem okazję już na lotnisku. To fajne uczucie, bo dodaje jeszcze motywacji, żeby tych ludzi uszczęśliwić. Ale na lotnisku to się nie skończyło. W drodze stamtąd do hotelu jechało za nami jakieś 10-12 samochodów, z których wychylali się ludzie, robili zdjęcia i kręcili filmy. I skandowali moje imię.

- Mówi się jednak, że w Arabii Saudyjskiej ludziom z innego kręgu kulturowego żyje się trudno. Obawiasz się tego, martwi cię coś?
- Nic mnie nie martwi. Oczywiście, to inna kultura, inny styl życia, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Jeddah to duże, piękne miasto, z bardzo ładnym morskim wybrzeżem. Są tu najlepsze restauracje, takie jak w Paryżu czy Londynie. Lotnisko jest niedaleko, jest świetnie połączone z innymi miejscami. Myślę, że poradzę tu sobie. Jedzenie też jest trochę inne niż w Europie, ale bardzo smaczne. Mam już za sobą kilka transferów w różne miejsca, myślę, że i teraz wszystko będzie w porządku.

- Ittihad to wielki klub jak na saudyjskie warunki, ale w tym sezonie ma ogromne kłopoty i jest na pozycji spadkowej. Na czym polega twoja misja w tym klubie?
- Oczywiście, w tym sezonie nie mamy żadnej szansy na tytuł. Trzeba wygrać jak najwięcej meczów, pokazać się w azjatyckiej Lidze Mistrzów i wygrać puchar. No a w przyszłym sezonie już mocno zaatakować najważniejsze trofea.

- Trenerem Al Ittihad jest Slaven Bilić. Jaki wpływ miał na twoją decyzję?
- Bardzo duży. Wiadomo jaki to trener. Trenował Chorwację, West Ham, Lokomotiv, Besiktas... Wcześniej był świetnym piłkarzem. Jestem przekonany, że wiele się od niego mogę nauczyć. Zadzwonił do mnie przed transferem, przekonywał, że bardzo mu zależy na moim przyjściu, wszystko tłumaczył. Naprawdę fajnie będzie móc z nim pracować. Myślę, że na boisku zrobię to czego chce. Że idealnie pasuję do jego układanki.

- Dzięki twojemu transferowi Legia zarobi niezłe pieniądze, ponad 800 tysięcy euro, zapewniając sobie procent od kolejnego transferu, gdy sprzedawała cię do Salonik. Co chciałbyś przekazać legionistom?
- Że walczyłem mocno dla nich. Nie będą do końca wiedzieć o co chodzi, ale mocno walczyłem. Jestem bardzo zadowolony, że te pieniądze w jakiś sposób Legii pomogą. Fajnie, że mogłem to zrobić. Życzę im wygrania mistrzostwa, pucharu, a w europejskich pucharach - żeby znów zagrali w Lidze Mistrzów. I gorąco pozdrawiam wszystkich kibiców Legii, fantastycznych kibiców. Z niektórymi mam kontakt do dzisiaj. Powiem Wam to jeszcze raz fani Legii: jesteście niesamowici!

- Podpisałeś kontrakt z Al Ittihad na 4,5 roku. Słyszałem, że za każdego gola dostaniesz premie w wysokości 25 tysięcy euro. To ile tych bramek zamierzasz strzelić przez całą umowę?
- Ciężko przewidzieć dokładną liczbę, ale plan jest prosty: w tym sezonie pobić wyczyn z poprzedniego i tak dalej, i tak dalej. Jest tu dużo goli do "strzelenia". Mam wielką motywację, aby zacząć jak najszybciej.

Najnowsze