- Na początku zeszłego sezonu przegraliście w Szczecinie 1:2, strzeliłeś gola. W niedzielę było tak samo. A ponoć niby nic dwa razy się nie zdarza...
- W piłce sprawy się często powtarzają... W zeszłym sezonie po dwóch kolejkach mieliśmy trzy punkty, tak samo jest teraz. Zespół ocenia się tylko przez pryzmat wyników, a muszę powiedzieć, że w wiosną graliśmy na początku nawet lepiej niż w całej pierwszej rundzie poprzedniego sezonu, za to punktowaliśmy gorzej. Mówili, że mamy kryzys, a my nie mieliśmy kryzysu. Niestety punktów też. Po prostu. Teraz Pogoń była lepsza, grała lepiej w piłkę, grała dojrzalej i wykorzystywała sytuacje. Mimo że my też mieliśmy sytuacje, to ten mecz nie siedzi mi mocno w głowie. Zawsze można wygrać, ale trzeba być realistą
- W Szczecinie zacząłeś strzelanie w tym sezonie. W zeszłym strzeliłeś 10 goli w lidze i byłeś motorem napędowym Widzewa. Znów ofensywa będzie na twoich barkach?
- Ostatnio ktoś pytał dyrektora sportowego Tomasza Wichniarka, czy były za mnie oferty, a ten pozostawił temat w niepewności. Nie potwierdził, nie zaprzeczył. Dostałem wtedy masę wiadomości na facebooku i instagramie od kibiców, bym wytłumaczył o co chodzi.
- Proszą byś został?
- Takie wiadomości też były. Chcę w Widzewie strzelić jak najwięcej goli. Rywalizować z najlepszymi w tej lidze. Zdaję sobie sprawę, że łatwiej pokazać się w silniejszym zespole. Łatwiej pokazać się w sposób indywidualny. Czuję też odpowiedzialność za wyniki Widzewa, ale nie odbieram tego jako obciążenia, ma to mnie dopingować.
- Wszyscy racjonalnie myślący wiedzą, że Widzew jest na takim etapie, na jakim było wiele klubów ekstraklasy pięć, osiem czy dziesięć lat temu. Gdy większość klubów budowała ośrodki treningowe, akademie, okrzepła w lidze, wprowadziła trochę młodzieży. Widzew nie jest jeszcze zespołem, który może przed sezonem stwierdzić, że gra o najwyższe cele. Może się zdarzyć seria, która sprawi, że będziemy się liczyć w czołówce, jak w pierwszej rundzie zeszłego sezonu, ale nie było to planowane. To raczej zaskoczenie dla nas wszystkich, nawet mimo świadomości, że jesteśmy dobrzy w tym czy w tym. Sukces jednak buduje się bardziej stopniowo, by nie był jednorazowy. Widzew musi sporo nadrobić, by być w top5, może top6.
- Rozumiem, że takie aspiracje w Widzewie są?
- Chciałbym grać o mistrza, klub też. Różnice między chcieć a móc się niedawno zdiagnozowały.
- Przed wami mecz z Jagiellonią, która zlała Puszczę, a wy się z nią męczyliście...
- Będzie okazja, by lekko porównać tą pierwszą fazę sezonu w naszych wykonaniach, choć lepiej to zrobić po pięciu spotkaniach. Dla nas Puszcza była niewygodna, Jagiellonia sobie lepiej poradziła. W naszej lidze mecze nie są na tyle wiarygodne, by po jakimś spotkaniu ocenić lub przecenić poziom. W Polsce są trzy-cztery kluby, które mają pewien styl, określony budżet, szkolenie młodzieży i te kluby są w czołówce. Następnie mamy zespoły od 5. do 13. miejsca, gdzie jest "sieczka". Każdy wygrywa z każdym, a wszystko wyjaśnia się w końcówce sezonu. Nie widzę różnicy między meczem z Jagiellonią, Wartą, czy np. z Piastem albo Lechią, która spadła. Zobaczymy, kto jak wystartuje i potem pod jaką presją będzie grał kolejne mecze. Wiadomo, że łatwiej się gra, jak masz dwie wygrane, a przeciwnik dwie przegrane. Wtedy rywal jest pod ścianą. Kto sobie będzie radził z presją i stresem, to będzie grał lepiej, bo poziom sportowy jest bardzo zbliżony.
Władze Barcelony mają problem z Robertem Lewandowskim! Wydało się, Polak spędza im sen z powiek
- W Jagiellonii największy strach budzą strzały Nene?
- Mamy odprawy pod poszczególnych piłkarzy. Przed meczem z Pogonią uczulali przed Wahanem Biczachczjanem, teraz pewnie będzie to Nene lub ktoś inny. Silne punkty przeciwnika muszą być zawsze opracowane.