"Super Express": - Lubi pan podkreślać, że nawet jeśli we wcześniejszych klubach nie miał doskonałych wyników, to stawiał je finansowo na nogi, wychowując i sprzedając zdolnych piłkarzy. To czuje się pan bardziej księgowym niż trenerem?
Henning Berg: - Nie, nie jestem księgowym. Ale tym bardziej nie jestem gościem, który nie wystawiałby nosa poza czubek ławki trenerskiej i nie interesował się sytuacją ekonomiczną klubu. Zażądać kasy na transfery, wydać pieniądze, nie patrząc na to, co się dzieje wokół. Nie jestem kimś, kto doprowadza kluby do bankructwa.
Zobacz również: Życzenia świąteczne. Zobacz kartkę od Tomasza Adamka
- A jak zostanie wybrany kapitan drużyny? Zrobią to piłkarze czy pan podejmie decyzję?
- Kapitana wybiorę ja. Przywiązuję do tej funkcji dużą rolę, to ktoś, kto jest łącznikiem między trenerem a zespołem. Dla mnie ważne jest, aby był to piłkarz, z którym będę miał świetny kontakt.
- Jak bardzo przebuduje pan sztab szkoleniowy? Ile osób sprowadzi pan z Norwegii?
- Rewolucji nie będzie. Byłbym głupi, gdybym do niej dążył. W sztabie Legii pracują ludzie świetnie znający klub i polską ligę. Skorzystam z ich wiedzy. Myślę, że z mojej strony dojdzie jedna osoba
- Wspominaliśmy wcześniej pańską nieudaną wizytę w Warszawie z Blackburn, ale z Polski ma pan też lepsze wspomnienia
- I to o nich wolę mówić (śmiech). Z Polską walczyliśmy o finały mistrzostw świata 1994 i udało nam się was pokonać. Dla Norwegii to był pierwszy awans po kilkudziesięciu latach. W Oslo wygraliśmy 1:0, a w Poznaniu aż 3:0.
- Co jeszcze kojarzy się panu z Polską?
- Teraz mniej interesuję się skokami, ale kiedyś oglądałem je częściej. I bardzo dobrze pamiętam Piotra Fijasa. Norwescy komentatorzy mieli do niego słabość. Bardzo często był przez nich chwalony i dzięki temu mocno zapadł mi w pamięć.