- Obiecałem jedno - nie osłabimy drużyny, tylko ją wzmocnimy. Nie pytajcie mnie, co się stało z Murawskim, bo ja akurat się nie zgadzam, że podpisując zgodę na odejście "Murasia" osłabiliśmy drużynę, ponieważ wykonałem jedną rzecz. Albo podejmiemy wyzwanie i Golik będzie grał, albo ja się pomyliłem. Zimą podjęliśmy ten transfer po to, żeby porozmawiać z "Murasiem", jak będzie chciał odejść. Ja dotrzymałem słowa. On zdecydował, gdzie chce iść - tłumaczy Kadziński kulisy odejścia kapitana zespołu.
Lech cały czas prowadzi rozmowy z Górnikiem Łęczna w sprawie pozyskania afrykańskiego napastnika, Prejuce'a Nakoulmy.
- Rozmawiamy z Łęczną, ale za zawodnika z 1. ligi tych pieniędzy nigdy nie zapłacę. Albo dojdziemy do porozumienia, albo nie. Ten zawodnik z 1.ligi polskiej nie jest wart tyle pieniędzy - wyjaśnia prezes. Mówi się, że Łęczna chce za swojego piłkarza ponad milion złotych.
- To nie jest tak, że zarząd Lecha wziął pieniądze za Murawskiego do kieszeni. Po pierwsze, to jest niemożliwe, bo to jest spółka akcyjna. Te pieniądze służą do wzmocnień drużyny - odpiera zarzuty Kadziński, jakoby włodarze Lecha nie mieli zamiaru spożytkować pieniędzy zarobionych na sprzedaży "Murasia".
Prezes Kadziński uważa, że kibice mogą być zadowoleni ze składu, jakim obecnie dysponuje "Kolejorz".
- Jestem strasznie zadowolony, że dopilnowałem tego, że ci chłopcy chcą z nami pracować. Nawet "Lewy", który stroił fochy, ale to nie do końca tak było. Ma potencjał na gracza dużego formatu europejskiego, ale musi sam zrozumieć, czy nie był to tylko jeden sezon. Nikt nie wie, jaką będzie miał kondycję jutro, pojutrze. Wszyscy chcą zrobić na tym pieniądze, przede wszystkim menedżerowie, ale nie ja, bo jestem cierpliwy - zakończył Andrzej Kadziński.
"Lech bez Murawskiego nie jest słabszy"
2009-07-23
16:32
Wielkimi krokami zbliża się start polskiej Ekstraklasy. Andrzej Kadziński, prezes Lecha Poznań, tłumaczy ruchy transferowe w poznańskim zespole, zwłaszcza najbardziej kontrowersyjny: odejście Rafała Murawskiego.