Minione lato na długo przejdzie do historii polskiej piłki. Kluby z Ekstraklasy w ekspresowym tempie odpadły z międzynarodowych rozgrywek. Jak co roku liczono, że jednym z zespołów, który powalczy o fazę pucharową co najmniej Ligi Europy będzie Legia Warszawa. Ale i Wojskowi nie uniknęli kompromitacji.
Najpierw przegrany dwumecz ze Spartakiem Trnawa w eliminacjach Ligi Mistrzów, a następnie blamaż z luksemburskim Dudelange sprawiły, że w szeregach stołecznego klubu doszło do zmian. Z posadą trenera pożegnał się Dean Klafurić, a Legię objął Ricardo Sa Pinto, który pomału wyprowadza zespół na prostą.
I o ile pod względem sportowym Legia prezentuje się coraz lepiej, to tego samego nie można powiedzieć o finansach klubu. Budżet mistrzów Polski zakładał zyski z europejskich pucharów. Wojskowi liczyli na wpływy z dnia meczowego i nagrody od UEFA. Brak awansu wygenerował spore problemy.
W wywiadzie dla portalu sport.pl, Łukasz Sekuła, członek zarządu Legii odpowiedzialny za finanse wyjawił, że dziura budżetowa wynosi około 40 mln zł. Klub podjął działania, które miały ją zmniejszyć. Odłożono w czasie inwestycje w kilka innowacyjnych projektów informatycznych i digitalowych. Były to oszczędności "tylko" na poziomie 10 mln zł.
Brakującą kwotę uzupełni prezes Legii, Dariusz Mioduski. - Właściciel klubu podjął decyzję o dofinansowaniu Legii. Zadeklarował, że dołoży z własnych środków brakujące 20-30 mln zł - powiedział Sekuła. Dzięki temu klub może uniknąć wyprzedaży najlepszych piłkarzy w zimowym okienku transferowym.