"Super Express": - Kiedy zadzwoniliśmy w niedzielę wieczorem, mówiłeś, że jesteś zajęty, bo rozmawiasz z rodziną. Pewnie chwaliłeś się magicznym golem.
Muhamed Keita: - Nawet nie. O tej bramce rozmawialiśmy z ojcem bardzo krótko, bo on wie, że potrafię tak strzelać, więc nie musiałem się tłumaczyć (śmiech). Zresztą, o piłce to bardziej z mamą mógłbym pogadać, a nie z tatą. Ojciec był świetny w szkole, na boisko nigdy go nie ciągnęło. Za to mama grała w piłkę, jeszcze w Gambii. Oboje mają dziś porządną pracę, tata pracuje w dużej norweskiej firmie, a mama jest psychologiem, wyciąga ludzi z depresji.
Marco Paixao czeka na nowy kontrakt
- Ty wyciągnąłeś za to z depresji kibiców Lecha, bo gra z Łęczną wyglądała kiepsko i gdyby nie twój gol, byłaby klapa.
- Ten gol jest efektem. złości. Byłem zirytowany, że nie gram od początku, a na złości gram lepiej (śmiech). Bramka ładna, druga w rankingu najładniejszych, jakie strzeliłem.
- Druga?! To jak musiała wyglądać ta pierwsza?
- Gol z połowy boiska. Obrońca podał mi piłkę, przyjąłem na klatkę, odbiła się od murawy i posłałem bombę na bramkę. Miałem wtedy ogromnego pecha, bo to trafienie nie zostało nawet golem miesiąca. Akurat w tym czasie w Norwegii padło mnóstwo szalonych goli.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail