W środę Hydrobudowa Polska, generalny wykonawca Stadionu Miejskiego w Poznaniu, poinformowała, iż nie jest w stanie zagwarantować, że boisko będzie gotowe do użytku na 21 listopada, kiedy to lechici zmierzą się z zespołem Ruchu Chorzów.
- Zareagowałem na to spokojnie, bo na razie nie jest to jeszcze potwierdzone. Cały czas mówi się, że tylko prawdopodobne. Mieliśmy zapewnienie, że pod koniec listopada będziemy grali już u siebie. Głęboko wierzę w to, iż dwa ostatnie mecze grudniowe zagramy na Bułgarskiej - tłumaczył na spokojnie Zieliński.
Poznański szkoleniowiec zapewnił, że to nie miejsce rozgrywania meczów było powodem słabszej gry jego podopiecznych.
- Gdybym powiedział, iż zajmujemy takie miejsce w tabeli, jakie zajmujemy, tylko dlatego, że nie gramy na Bułgarskiej, to byłoby to śmieszne. Gdybyśmy od początku grali dobrze i konsekwentnie, to mielibyśmy więcej punktów, bez względu na to, gdzie graliśmy. Zawodnikom na pewno brakuje Bułgarskiej, ale nie ma co narzekać. Trzeba czekać na powrót do Poznania i zdobyć jak najwięcej punktów w ostatnich meczach po to, żeby na wiosnę grać tak, jak oczekują tego od nas kibice - stwierdził Zieliński.
Gdyby rzeczywiście okazało się, że wykonawca stadionu Lecha po raz kolejny nie dotrzyma "ostatecznego" terminu, wówczas istnieje duże prawdopodobieństwo, że lechici już do końca rundy będą rozgrywali swoje spotkania przy ulicy Leśnej we Wronkach. W grudniu podopiecznych Jacka Zielińskiego czekają dwa mecze z Piastem Gliwice oraz Koroną Kielce, w których wystąpią w roli gospodarza.
"To nie wina stadionu"
Wiele wskazuje na to, że już do końca rundy jesiennej piłkarze Lecha Poznań będą musieli rozgrywać swoje mecze w roli gospodarza na stadionie we Wronkach. - Nie ma co narzekać - przekonuje jednak Jacek Zieliński, trener poznaniaków.