Był dobry, choć mógł być lepszy
Sławomir Peszko jest wychowankiem Wisły Płock. Dobrymi występami w barwach tego klubu zapracował na transfer do Lecha Poznań, z którym w 2010 roku świętował zdobycie mistrzostwa Polski. W kolejnych latach występował w Niemczech (FC Koeln) oraz Anglii (Wolverhampton), a w 2015 roku zdecydował się na powrót do kraju. Najpierw przywdziewał barwy Lechii Gdańsk, a następnie Wisły Kraków. Od lipca 2020 roku związany jest natomiast z Wieczystą Kraków.
Alkohol nie był problemem
Choć Peszko w swoim najlepszym czasie był naprawdę dobrym piłkarzem, wielu kibicom kojarzy się głównie z ekscesami alkoholowymi – zarówno z czasów gry w Kolonii, jak i reprezentacji Polski. 37-latek postanowił ustosunkować się do całej sytuacji podczas specjalnego wywiadu udzielonego dziennikarzowi "Super Expressu" Przemysławowi Ofiarze. - Przylgnęła do mnie taka łatka. Początkowo mnie to denerwowało, ale potem doszedłem do wniosku, że nie warto z tym walczyć. Myślałem sobie na początku: „może podam ze dwie osoby do sądu, zrobię nagonkę żeby potem ludzie się bali”. Uznałem jednak: po co mi to? Przecież to się wydarzyło! Mam się wypierać tego, że ja po meczu idę na imprezę, że też lubię się dobrze pobawić? Tak robiłem i nie przeszkadzało mi to w tym, żeby w poniedziałek odkupić swoje winy po sobotniej imprezie, zapierdzielać i dawać z siebie sto procent – podkreślał.
Peszko, czyli swój chłop
44-krotny reprezentant Polski odniósł się również do tego, że w pewnym momencie zaczął korzystać z łatki, która do niego przylgnęła. Swego czasu sprzedawana alkomaty z jego podobizną, alkohol wysokoprocentowy marki „Peszko” wciąż można zresztą kupić. - Zacząłem z tego korzystać, choć nie na jakąś wielką skalę. Nie chciałem z tym walczyć, chciałem pokazać się kibicom. Odnoszę zresztą wrażenie, że grono kibiców jest takich, że oprócz gry w niższych ligach też idą sobie w sobotę na imprezę, wracają nad ranem, też mają kaca. I oni mówią: „Ten Peszko to normalny chłop. Nie udaje żadnego gwiazdora” – wyjaśnił.