"Super Express": - Po zwycięstwie nad Cracovią i remisach z Legią i Zagłębiem Lubin chyba w Śląsku znów powiało optymizmem...
Tadeusz Pawłowski: - Rzeczywiście, widać, że wszystkim zawodnikom chce się pracować, walczyć. Obudziliśmy ducha zespołu. Nie ma żadnych grup, podgrupek. Bardzo ważny był pierwszy mecz z Cracovią. Chłopaki pokazali, że mi ufają, podzielają moją filozofię. Potem starcie z Legią, które pokazało, że Śląsk ma wielkie możliwości. Byliśmy jedynym zespołem w lidze, który przez 20 minut zdominował mistrzów Polski.
Zobacz również: Polska - Litwa. Mecz odbędzie się w Gdańsku. Ile kosztują bilety?
- W pierwszych dniach pracy podobno wychodził pan z pracy o drugiej w nocy. Ile czasu teraz spędza pan w klubie?
- Trochę mniej . We wtorek drużyna miała wolne, więc przyszedłem do klubu o 7.30, a wyszedłem przed 18.00 na kurs angielskiego. Poznaję nowy język, by łatwiej dogadywać się z piłkarzami, którzy nie mówią po polsku i niemiecku.
- To siedząc tak długo w pracy, może pan doglądać postępy Sebastiana Mili w odchudzaniu.
- Sebastian po treningach wyrównawczych normalnie ćwiczy z drużyną i przed niedzielnym meczem z Górnikiem zdecydujemy, czy jest już gotowy, by grać. Sebastian jest potrzebny drużynie! To za dobry piłkarz, żeby siedzieć na ławce rezerwowych.
- Może popełnił pan błąd, ujawniając, że Mila ma 6 kg nadwagi, i zabierając mu opaskę kapitana? Lider drużyny mógł mieć do pana spory żal
- Nigdy nie było między nami zgrzytów. Dużo ze sobą rozmawiamy. I od razu wyjaśnię jedną kwestię: Sebastian nie znalazł się w kadrze na mecz z Cracovią nie z powodu wagi, jak podawano w mediach, tylko z powodu kontuzji, był na zwolnieniu lekarskim.
Przeczytaj także: Arjen Robben przedłużył umowę z Bayernem. "Czekam na kolejne sukcesy"
- Mimo że zdobył pan dla Śląska aż 63 gole w Ekstraklasie, najwięcej w historii klubu, to kibice najbardziej pamiętają, że w 1982 roku nie strzelił pan w meczu z Wisłą karnego na wagę mistrzostwa Polski. Nie wypominają panu tego?
- Nie boję się chodzić po Wrocławiu. W sklepach, na ulicach, zaczepiają mnie ludzie w różnym wieku i dziękują, że Śląsk tak fajnie gra, życzą powodzenia. Pytają, dlaczego tak późno wróciłem do kraju (po ponad 20 latach gry i pracy szkoleniowej w Austrii - przyp. red.). Do tego niemiłego dla mnie wspomnienia nikt już nie wraca.