Tuż po końcowym gwizdku spotkania Legia Warszawa - Lechia Gdańsk na stadionie przy ul. Łazienkowskiej zapanowała konsternacja. "Wojskowi" zremisowali swój mecz 0:0 i losy mistrzostwa miały rozstrzygnąć się w starciu Jagiellonii Białystok z Lechem Poznań, które zostało przedłużone aż o dziesięć minut. Mimo to po chwili na murawę obiektu Legii weszła grupa kibiców, którzy - jak się później okazało - mieli pilnować porządku.
Gdy mecz w Białymstoku zakończył się remisem 2:2, podopieczni Jacka Magiery mogli cieszyć się z tytułu najlepszej drużyny w Polsce. A razem z nimi chcieli robić to inni z widzów, którzy zaczęli wbiegać na boisko. Wtedy zaktywizowała się grupa "ochroniarzy", ale sceny, które miały miejsce chwilę później, zgorszyły praktycznie wszystkich, którzy je widzieli. Kibole zaatakowali bowiem tych, który wtargnęli na murawę, a jedna z osób została bezlitośnie skopana na oczach tysięcy innych fanów. To wywołało wielki skandal, a według różnych doniesień kibic ten doznał wstrząsu mózgu.
Kilka dni po meczu emocje już opadły, ale niektórzy wciąż pamiętają o tej skandalicznej sytuacji. I okazuje się, że częściowo odpowiedzialna za nią jest Legia. To bowiem sam klub postanowił poprosić fanów o ochronę! - Zawsze współpracowaliśmy z kibicami, to standard nie tylko u nas, ale w całej Polsce czy nawet w Europie. Takie rozwiązanie najlepiej zdaje egzamin. Uważamy, że ta droga dialogu z kibicami jest najlepsza ze wszystkich. Wyciągając wnioski z ubiegłego roku, naszym głównym celem było, żeby wbiegający zbyt wcześnie na murawę ludzie nie zakłócili ceremonii wręczenia medali i pucharu. To jest bardzo emocjonalny moment i różne rzeczy mogą się wydarzyć. Ten cel udało się osiągnąć - powiedział w rozmowie z portalem "Sportowefakty.pl" Jarosław Jankowski, wiceprezes Legii.
- Oczywiście, podejmujemy odpowiednie działania. Na kibica, który kopnął innego z fanów, zostanie nałożony zakaz stadionowy. Nagrania z monitoringu udostępniliśmy także policji na jej prośbę. Ona prowadzi własne dochodzenie w tej sprawie - dodał Jankowski.
Przedstawiciel klubu odniósł się też do obecności na boisku Tomasza Cz. ps. "Czerwus", który jest obecnie ukarany zakazem stadionowym, a i tak wszedł na stadion, a po meczu nawet cieszył się razem z piłkarzami. - Sprawdziliśmy dokładnie, jak do tego doszło. Wiemy, że wszedł na bilet wystawiony na inną osobę i nie został w odpowiedni sposób zidentyfikowany na wejściu. To błąd pracownika ochrony i będziemy wyciągać z tego wnioski. Musimy tego rodzaju ludzkie błędy skutecznie wyeliminować - powiedział wiceprezes Legii.