Niestety, znów nie będzie polskiego klubu w europejskich pucharach. Lech Poznań po niezwykle wyrównanym dwumeczu przegrał z Club Brugge po konkursie rzutów karnych 3:4. W regulaminowym czasie gry było 1:0 dla Belgów, 200-procentowej sytuacji nie wykorzystał Robert Lewandowski, a tuż przed końcem dogrywki strzał Bartosza Bosackiego trafił w poprzeczkę.
Jak na ironię - dwa karne Lecha zmarnowali obcokrajowcy (Djurdjević i Rengifo), a ostatnią jedenastkę dla Brugge wykorzystał pochodzący z Polski Michał Klukowski.
Inna sprawa, że kłopotów z awansem by nie było, gdyby nie koszmarna dyspozycja irlandzkiego sędziego Alana Kelly'ego (35 l.). W końcówce pierwszej połowy Semir Stilić fantastycznie uderzył z rzutu wolnego, tuż koło zaskoczonego Stijna Stijnena, bramkarza Brugge. Sędzia wskazał na środek boiska, piłkarze Lecha zaczęli się cieszyć, a Belgowie spuścili głowy. Chwilę później Kelly stwierdził jednak, że gola nie było! Gdyby nie ten ewidentny błąd sędziego, to Lech, a nie Club Brugge grałby w fazie grupowej Ligi Europejskiej.