„Super Express”: - Zanim Janusz Filipiak związał się na dobre i złe z Cracovią, pan już był przy Kałuży. Co się zmieniło, gdy profesor pojawił w klubie?
Wojciech Stawowy: - Przed przyjściem Janusza Filipiaka do Cracovii – jeszcze w roli sponsora tylko, a nie właściciela – w klubie były problemy ze wszystkim. Głównie finansowe, a za takowymi ciągną się też inne. Dawaliśmy sobie radę za sprawą wsparcia kibicowskiego oraz „ludzi dobrej woli”, ale dopiero pojawienie się w klubie profesora – za sprawą inicjatywy ówczesnego prezesa, Pawła Misiora – dało Cracovii nową nadzieję i nowe możliwości. Wszystko zaczęło się zmieniać z dnia na dzień, a pasja w oczach Janusza Filipiaka i jego wielka charyzma była widoczna już od pierwszych dni jego działalności. Niemal z dnia na dzień rozpoczęła się budowa silnej drużyny, mogącej zrobić awans z III ligi do ekstraklasy. Szybko rozbudował też sekcję hokejową, która błyskawicznie stała się główną siłą w krajowym hokeju. Klub stał się stabilny, był profesjonalnie prowadzony, mógł zacząć myśleć o ściąganiu klasowych piłkarzy. Czasami wyniki były lepsze, czasem gorsze. Oczekiwania pana profesora, jeśli chodzi o wyniki drużyny piłkarskiej, oczywiście były wyższe niż to, co udało się osiągnąć, ale nie zmienia to faktu, że właśnie w epoce Janusza Filipiaka stała się Cracovia klubem liczącym się w Polsce, który na stałe zagościł w czołówce rodzimej piłki. W ślad za tym poszła też budowa nowego stadionu, zmiany na lodowisku, powstał wspaniały ośrodek treningowy w Rącznej. To coś, co jest swoistym pomnikiem Janusza Filipiaka.
- Są jakieś słowa Janusza Filipiaka, które utkwiły panu w pamięci?
- Był człowiekiem sukcesu, z pasją, charyzmą i cechami przywódczymi. Zbudował imperium Comarchu, zbudował potężną Cracovię. Tak, pamiętam jego pierwsze słowa do mnie skierowane: „Mam do pana stuprocentowe zaufanie. Proszę zakasać rękawy i brać się do roboty. Żeby rozwijała się drużyna, żebyśmy osiągali dobre wyniki i żeby gra podobała się kibicom”.
- A padł konkret: „Chcę mistrzostwa Polski”?
- Na pierwszych spotkaniach nie. Najpierw rozmawialiśmy o budowie zespołu zdolnego wrócić do ekstraklasy. A gdy już do niej wróciliśmy, apetyt oczywiście rósł. Pierwszym celem było ustabilizowanie pozycji Cracovii w elicie. Ale – nie mam co do tego wątpliwości – panu profesorowi bardzo zależało na tym, by Cracovia zdobyła tytuł, by dostała szansę powalczenia o Ligę Mistrzów. Osiągał te sukcesy z hokeistami, chciał je przenosić na grunt piłkarski. Rozumiałem to doskonale, bo tak właśnie funkcjonują ludzie ambitni, mający konkretny plan na życie. A Cracovia miała – i ma do dzisiaj – wszystko, by odnosić w futbolu takie sukcesy, jakie stały się jej udziałem na lodowej tafli. Jest tylko jedno „ale”: od niedzieli Cracovia już pana profesora nie ma… To ogromny cios dla niej, ale i dla całego środowiska sportowego w Krakowie i w kraju.
- W pańskim CV trenerskim – tym „pasiastym” - jest i szokujący moment: krótko po podpisaniu przez obie strony dziesięcioletniego kontraktu, nastąpiło rozstanie...
- Owszem, zawarliśmy dziesięcioletni kontrakt. A rozstanie? Potrafiliśmy się w wielu kwestiach z panem profesorem kłócić, nie zgadzać, ale zazwyczaj umieliśmy znaleźć wspólny mianownik: bez tego nie byłoby kolejnych awansów, nie byłoby powrotu Cracovii do ekstraklasy. Ale… czasami zdarzały się takie sytuacje, w których silna osobowość Janusza Filipiaka i jednocześnie zasady, których ja w mojej pracy trenerskiej bardzo przestrzegam powodowały, że o ten wspólny mianownik było bardzo, bardzo ciężko. I taka była podstawa naszego rozstania: nie zostałem z Cracovii przez pana profesora wyrzucony, tylko z niej odszedłem. To była tylko i wyłącznie moja decyzja, została przez niego zaakceptowana
- Krótko mówiąc, nie zawsze była w Cracovii Janusza Filipiaka sielanka?
- Każdy lider nie jest osobą łatwą we współpracy. Jest nim właśnie dlatego, że ma swoje zasady i silną osobowość. Janusz Filipiak też ją miał. We współpracy z takim liderem nie zawsze wszystko układa się gładko, po myśli obu stron. Ale to nie zmienia faktu, że ową współpracę z panem profesorem zawsze będę wspominać bardzo dobrze. Bardzo wiele mu zawdzięczam, znaczył dla mnie wiele i będzie mi bardzo brakować, jeśli chodzi o świat sportu.
- Cracovia przetrwa na obecnych pozycjach?
- Myślę, że profesor bardzo tego by chciał, patrząc już teraz na swoje dzieło z góry. Wielkim błędem byłoby, gdyby teraz w Cracovii miało się wydarzyć coś złego. Wszyscy powinni zewrzeć szyki, by kontynuować myśli i plany profesora Filipiaka. Tego Cracovii z całego serca w tym trudnym momencie życzę.