O co chodzi z prądem? Jak informowaliśmy w sobotnim wydaniu "SE", Peszko stracił kilka tygodni przez kontuzję mięśnia czworogłowego, a do piłkarskiego życia przywróciła go serbska lekarka Marijana Kovacević. Wyleczyła go właśnie prądem. Przed tygodniem przeciwko Lechowi (2:1) zagrał pół godziny. W meczu z Ruchem Peszko wypadł bardzo dobrze, był bardzo aktywny i miał w sobie dużo energii. To właśnie po jego dynamicznej akcji na początku spotkania gospodarze objęli prowadzenie. Peszko otrzymał piłkę na środku boiska i pobiegł w kierunku bramki Ruchu. Żaden z graczy "Niebieskich" go nie zatrzymał. Efektowną szarżę zakończył precyzyjnym strzałem zza pola karnego.
- Całą akcję ustawiłem sobie w głowie: zejście na prawą nogę i strzał - tłumaczył Peszko. - Obrońcy cofali się, nikt mnie nie zaatakował. To ten kunszt - żartobliwie opisał strzelonego przez siebie gola.
Z powrotu piłkarza do zdrowia i formy ucieszył się trener Piotr Nowak.
- Sławek wyrasta na piłkarza dużego kalibru - podkreślił szkoleniowiec Lechii. - Uważaliśmy, że jego walory, takie jak szybkość i drybling, najlepiej wykorzystamy, gdy będzie grał od początku. I to się potwierdziło - dodał opiekun gospodarzy.
Lechia po kwadransie gry prowadziła już 2:0. Po raz kolejny błysnął Flavio Paixao, który zdobył w tym sezonie 4 gole w Ekstraklasie.
Ruch odpowiedział trafieniem Rafała Grodzickiego z rzutu karnego. To był jednak smutny jubileusz dla kapitana "Niebieskich", który rozegrał 250. mecz w Ekstraklasie. Dostał czwartą żółtą kartkę i zabraknie go w spotkaniu z Zagłębiem Lubin.