- Zrobiłem wszystko, by pan Del Neri zapamiętał mnie. Cieszę się, że się udało - mówi Peszko.
Pomocnik Lecha od wielu lat kibicuje... Juventusowi. - Jestem chyba jedynym fanem Juve, który był szczęśliwy po tym spotkaniu - śmieje się Peszko i zaznacza, że po raz pierwszy grał przy tak dużym mrozie. - Nie dość, że mróz był siarczysty, a boisko twarde, to w dodatku śnieg zacinał w oczy. Większość zawodników ślizgała się na murawie. Peszko przekonuje, że poznaniacy pilnie przeanalizowali pierwszy mecz z Juventusem i tym razem ustrzegli się takich błędów jak w Turynie.
Przeczytaj koniecznie: Lech - Juventus, remis, wynik 1:1: Rudnevs znów załatwił Juventus
- Wtedy straciliśmy dwie bramki ze stałych fragmentów gry, a tutaj każda wrzutka Włochów kończyła się tylko na strachu. Wywalczyliśmy awans do 1/16 Ligi Europejskiej. A przecież stawiano nas na straconej pozycji, bo trafiliśmy do grupy śmierci - przypomina. Skrzydłowy Lecha zrobił największe wrażenie na trenerach Juventusu. Ale na transfer do ulubionego klubu nie liczy...
- Powoli (śmiech). Nie tylko ja powinienem być doceniony, ale i cała drużyna, także ci, którzy weszli z ławki. Bo to nie sami Peszko czy Rudnevs wygrali to spotkanie - zaznacza bohater meczu, który już myśli o ostatnim grupowym spotkaniu - z Salzburgiem.
- Tam zagramy dla Lecha, ale także dla siebie, bo mamy dostać premie za wywalczenie punktów w tym spotkaniu. Jeszcze raz chcemy się pokazać z dobrej strony - zapewnia Peszko.