„Super Express”: - Podoba się panu skład „polskiej” grupy?
Antoni Piechniczek: - Ciekawe – a może jednak niezłe – to losowanie dla nas. OK, może ciut łatwiej byłoby w grupie A albo B, ale narzekać nie powinniśmy. Zaczynamy od meczu z Meksykiem, który nie może zostać przegrany – to oczywiste. Z mojej selekcjonerskiej kariery akurat Meksykanów nie wspominam najlepiej, przegraliśmy wysoko przed mundialem w tym kraju, ale dziś nie jest to rywal pozostający poza naszym zasięgiem.
- Zakładamy, że ten mundial – w przeciwieństwie do trzech poprzednich w tym wieku – nie zaczniemy od porażki. W drugim spotkaniu będziemy chyba faworyem?
- Potyczkę z Arabią Saudyjską, rywalem chyba najsilniejszym na Bliskim Wschodzie, bezwzględnie trzeba rozstrzygnąć na swoją korzyść. Duże pieniądze, możliwość naturalizacji piłkarzy innych nacji – nie do końca wiemy pewnie dziś, czym spróbują nas Arabowie zaskoczyć. Na pewno z naszego punktu widzenia to spora egzotyka, ale pamiętam, że grywaliśmy z tą reprezentacją między innymi za czasów Leo Beenhakkera, i wygrywaliśmy.
- Saudyjczycy mogą mieć jednak nad nami jedną istotną przewagę: przyzwyczajenie do... klimatu.
- Oczywiście – niezależnie od pory dnia i nocy – jest tam parno i duszno. Ale – po pierwsze – stadiony będą przecież w pełni klimatyzowane. Po drugie – a wiem, o czym mówię, bo przecież pracowałem i w Arabii Saudyjskiej, i w Katarze – najgorszym wrogiem jest słońce; najszybciej wysysa z człowieka siły. Po jego zachodzie daje się funkcjonować. A mecze grane będą wieczorami.
- Arabia Saudyjska będzie już po meczu z Argentyną, najpewniej przegranym. Czy ten fakt – pytam o pańskie doświadczenia z pracy z Arabami – może mieć znaczenie dla ich postawy w drugim meczu turnieju?
- Takie reprezentacje, jak Arabia Saudyjska, zazwyczaj przyjeżdżają na wielkie turnieje z nadzieją na jeden, może dwa remisy; może jakieś szczęśliwe zwycięstwo... Z Argentyną pewnie będzie Saudyjczykom trudno o dobry wynik, więc tej szansy z pewnością będą upatrywać w starciu z nami. Raczej nie zakładam, że po pierwszej grze rozłożą bezradnie ręce.
- No i w końcu „wisienka na torcie”, czyli Argentyna...
- Ten rywal rekomendacji nie wymaga, a i mundialowa historia naszych starć ma elementy optymistyczne – wygrana w 1974, i nieco mniej kolorowe – wszyscy kibice doskonale pamiętają zmarnowany rzut karny „Kaki” Deyny podczas mistrzostw w Argentynie cztery lata później. No i gdzieś z tyłu jest myśl o rywalizacji Leo Messiego z Robertem Lewandowskim... Mam nadzieję, że – grając mecz z Argentyną – zasadne będzie też podglądanie sytuacji w innych grupach i rozważenie, na jakiego rywala trafi się po wyjściu z miejsca pierwszego bądź drugiego.