Transferowa drama z udziałem Neymara trwa już długo. Zaczęło się od szalonych plotek. Za nimi poszły reakcje obu stron. Barca była pewna swego. Gerard Pique w mediach społecznościowych obwieścił nawet, że reprezentant Canarinhos zostaje na Camp Nou. Obwołano go cudotwórcą. Nieformalnym prezydentem. Później musiał wszystkiemu zaprzeczyć. A sam zainteresowany wyglądał, jakby z jednej strony gotów był na transfer, a z drugiej ani myślał opuszczać Hiszpanii.
"Mundo Deportivo" nie ma jednak już żadnych wątpliwości. Neymar odchodzi. Wyjeżdża do Francji. Skusiła go pensja, premia i obietnica bycia największą gwiazdą zespołu. Piłkarz miał po spotkaniu towarzyskim z Realem Madryt w Miami pożegnać się z kolegami, działaczami, sztabem trenerskim i zamknąć wszystkie formalności. Już we wtorek ma zostać zaprezentowany jako gracz Paris Saint-Germain.
Będzie kosztować fortunę. Josep Maria Bartomeu, prezydent Barcy, obwieścił w mediach, że nie chce negocjacji. 222 miliony euro, albo zawodnik zostaje. Paryżanie natomiast uznali, że cała transakcja ma sens również z finansowego punktu widzenia. Mają środki, by podobnie szalony transfer przeprowadzić i nie złamać zarazem finansowej zasady Fair Play. Wszystko przez niebotyczne wręcz możliwości marketingowe piłkarza. Piłkarza, który w stolicy Francji ma się stać prawdziwą maszynką do robienia pieniędzy.
222 miliony euro. Adekwatnym byłoby napisać, że tego transferu już nikt nie przebije. Nigdy.
Tyle tylko, że Florentino Perez już przygotowuje kasę na Kyliana Mbappe. I tam również wspomina się o 200 milionach euro.